27 maj 2016

Najpiękniejszy zapach świata


Odkąd sięgam pamięcią lubowałam się w perfumach. Kupowałam masowo. Z każdej podróży przywoziłam pełno zapachów zamkniętych w butelkach, buteleczkach, flakonikach. Mój także poznał dogłębnie moją fanaberię i z samego serca zwozi dla mnie perfumy, zazwyczaj co zjazd.

24 maj 2016

Młody duch zaklęty

1 października 2015
starość

***

Przegląda się w lustrze, zachwycając się swym odbiciem. Piękna i zwiewna sukienka, biała w czarne kropki otula jej gibkie ciało. 36 lat cóż to za fantastyczny wiek. Człowiek piękny, młody i świadomy siebie, celów, które osiągnie prując przez życie jak parowiec. Dziecięta odchowane, praca marzeń wykonywana z radością, dom pełen książek, miłości, rozmów i niesnasek czasami. Jak to w życiu bywa. A teraz kolejna fantastyczna zabawa do białego rana, z gronem przyjaciół, z ukochanym przy boku. Żyć, nie umierać.

***

Sen taki znów jej się przyśnił, bolesny kurcz w sercu powodując. Łza się w oku zakręciła. Ileż to lat już minęło? 30? 40? …41 cholera. 41 lat odkąd tańczyła do białego rana w takt muzyki granej przez grajków, w ramionach męża, z przyjaciółmi wypełniającymi salę po brzegi. Zdrowie Wasze, Was już nie ma. Kolejno przez mijające lata wykruszyli się prawie wszyscy, tylko dwoje pozostało. Z nią i mężem czworo. Boże, boże. Dajesz i zabierasz. Pięścią starła płynącą łzę. W garść się wzięła i spróbowała wstać. Udaje jak może, mówiąc, że nie jest najgorzej, ale najmłodsza córka widzi, że tak nie jest. Wierci jej dziurę w brzuchu, że może zamieszkać z nimi, że pomoc potrzebna, a i sama pomaga jak szalona. Ale nie! Dopóki posiada resztkę sił, nie i nie! Jak odejść to z godnością, choć bóg jeden wie, ile to trudu ją kosztuje. Wysiłku nadludzkiego i samozaparcia. Z wysiłkiem niebotycznym wstała wątłymi rękami podtrzymując swoje ciało, które już jej nie słucha. Chwieje się jak osika…a gdyby sie nie trzymała, ledwo, ledwo, już by leżała jak długa. Teraz tylko wciągnąć coś na grzbiet, masę leków połknąć, przełknąć jakiś kęs jedzenia, choć jadłowstręt osiągnął chyba szczyt. Taka starość, kto by przewidział? Ciało zwiędło jak gnijący kwiat, lepiej już w lustro nie spoglądać. Ale twarz nadal ładna…Oczywiście, nie ma co narzekać, plusów jest wiele. Pamięć dobra, o dziwo, człek bystry jeszcze, książki czytać można, jolki rozwiązać potrafię. Tylko ten ból. Ból umierającego ciała, zastygających od choroby stawów, mięśni. Ból w sercu, w krzyżu, w biodrach, w palcach, nawet włosy bolą, a skórę głowy rozdrapać chęć jest.

***

Dobrze, że ta starość wspólna jest. Mąż obok zrzędzi, coś tam gada, ona głucha, więc sporo jej najczęściej umyka. I na szczęście. Bo ileż można zrzędzenia słuchać… Dobrze, że jeszcze razem. Przez całe życie. Do ostatniej chwili tchnienia. Ramię w ramię. Patrzy na niego, wspominając chwilę z tej potańcówki, co to sukienkę w groszki miała ubraną. Może i tam gdzieś, gdzie się udadzą, czeka na nią, przewieszona przez to krzesło brązowe. Ależ by jeszcze potańczyła, tak do białego rana, do piania koguta. Tęskno jej do tego ciała i sprawności, które po drodze życia traciła rok po roku, kawałek po kawałku.

***

Dobre to życie mają.
Czasem tylko łzę zetrę z policzka….
A nas jaka starość czeka? Bo „jakaś” to na pewno…

22 maj 2016

Przyjaźń nad zalewem

Gorący dzień. Prawie 30 stopni tego 22 maja 2016. Uwielbiam gorąc. Spiekotę. I ten wiatr sporadycznie wiejący, ulgę przynoszący. 

31 minut do starości

winogrono

14.28

Halo, śpicie. Nie obudziłem Was? Nie? No to dobrze. A skoczyłbym na działkę, wiesz te winogrona trzeba zebrać, bo zmarnieją. Ciepło dziś, tak w miarę, a Ty masz czas? Pewnie nie, ale może jakbyś mogła..Bo nie chcę przeszkadzać, ale to auto niezrobione. Coś jeszcze w nim brakuje, u Rycha jest. Nie mam numeru, gdzieś zgubiłem, ale to Marek ma telefon to zadzwoni. A Młodsza śpi? może marudna..

– Nie. Spokojnie. Zawiozę. Już się ubieram i wsiadam. To schodźcie. Powolutku. Mamę trzymaj.

– Ale bagażnik masz duży? Zmieszczą się tam te dwa nasze koszyki?…no tak, ja wiem przecież, że duże.

14.56

– Bo my tak nie chcemy Ci przeszkadzać, wiemy, że ciągle masz ręce pełne roboty, i mała przy boku. A Malusia nie śpi? Kruszynka nasza? Może sobie zaśpiewamy? A jaka piękna kurteczka? Co Ty ja tak stroisz? Pięknie tak ubrana. Auto naprawią, to już Ci nie będziemy głowy zawracać, ale tak bez auta to ciężko. A Ty zmęczona taka, po co te bułki pieczesz? Spojrzyj no na tablicę? Widzisz? Zmarła nasza znajoma, Ty ja pewnie pamiętasz. Janka, jak jej nazwisko, bo wyleciało mi z głowy. No, kilka dni temu jeszcze na działce z nami rozmawiała, że woli tu być, niż siedzieć pod blokiem. 57 lat, taka młódka. Jak nie wiesz? Wiesz? Tak, od tej Marysi. Tak, jej mama. Za wcześnie, za wcześnie. Co mówisz Janka? Że nicpota w szkole była. Ech, no jak każdy.

14.59

– W prawo kręć, w prawo. Ale gdzie Ty jedziesz? Tamtędy? Aby drogi nadłożysz. No po co tam pojechałaś, tyle drogi. Nie dojedziemy dziś. Światła? Nie stalibyśmy na nich, e tam raz dwa, a tak tu tędy to daleko. Taki kawał, paliwa szkoda. Jak stałaś ostatnio 15 minut? Wydaje Ci się. Liczyłaś z zegarkiem? Ech tam, teraz byłoby szybciej, a tak tu te ronda, no bez świateł, ale dalej. Janka, zobacz, targowisko mijamy, takie mogłoby być zawsze…puste hehehe. No jak gdzie targowisko? No tu po lewej, już minęliśmy, Jak nie jechałaś tędy, co Ty opowiadasz? To może do Barańskich zajedźmy, jak już tu jedziemy. Dawno się nie widzieliśmy. Dobra, dobra, to zaś kiedyś przecież, trzeba się zapowiedzieć, a nie tak znienacka. Patrz Janka tu farby kupuję, a tu…kręć w prawo, stój. Stój.

– Spokojnie, widzę przecież.

– No i jak teraz wyjedziemy ma ulicę. Stać będziemy. Tamtędy pewnie już byśmy byli. Jak wtedy 25 minut, a teraz 10? Niemożliwe. Wolna prawa, no jedź, jedź, gazu. Co tak szybko? Zwolnij. Już jesteśmy. Dobra stój, nie wjeżdżaj tak, bo nie wyjedziesz. No do rowu wpadniesz. Pamiętasz Janka, nam też kiedyś auto poleciało. Jak wykręcisz? Nie wykręcisz? No dobra, nie będę się kłócił. Ale uważaj.

– O której powrót?

– Nie wiem, słońce świeci. Ciepło ubrani jesteśmy, to nie zmarzniemy. Ale tak koło piątej. Jak Tobie pasuje, żeby Cię nie męczyć, i Małej. My się dostosujemy. Ale o szóstej to za późno. To przed piątą może, ale to tylko jak Tobie wygodnie. To zadzwonimy. Dobra, bądź o piątej. Te winogrona tylko zerwiemy, a za rok, jak dożyję, to wytnę, bo my zbieramy i leży to, nikt nie chce. A soku to każdy by się z chęcią napił. Narzekam Janka? Nie narzekam wcale. Idziemy. Uważaj, nie puknij tego z tyłu.

***

Tak się cieszę, że ich mam. Że czas łaskawie podarował mi lat tyle z nimi. Że mogę słuchać tego marudzenia taty, on wie lepiej w końcu 😉 To narzekanie formą obrony się stało przed niedołęstwem, przed słabością ciała, przed zmęczeniem, bólem i ogólną kruchością człowieka. Bo to tak z tą starością jest… A im człowiek starszy, tym więcej miłości potrzebuje, a nie jak był piękny i młody, i silny. Teraz właśnie, jak kruchy się staje, zależny czasami od drugiej osoby, a dumę do kieszeni trudno schować…

18 maj 2016

Odjęło mi mowę.

Mam pełno bibelotów. Rzeczy. Wspomnień zamkniętych w przedmiotach. Obrazów kilka. Całą szufladę winyli. Wazonów z tysiąc. Drewniane lustro. O książkach nie wspomnę. Przewrócić się u mnie można tyle tego mam. Każdy ma swoje miejsce w tym moim domowym chaosie.Wszystkie dla mnie są niezmiennie ważne. Każda rzecz ma swoją historię. I każda z nich zostanie przekazana dalej. Córkom moim.
Zszokowało mnie kiedyś tylko jedno. Ktoś tam oglądał ten mój dom i zdziwiony zapytał, jak tak mogę życ? Przecież na "tych pierdołach" tyle kurzu się gromadzi. I że on to nie cierpi książek, obrazów, a najlepiej to gołe ściany i żadnych popierdółek.

Smutno

że kurz ważniejszy od historii.
od wiedzy.
od ciepła bijącego od tych przedmiotów otoczonych szacunkiem i miłością.
od wazonów pełnych kwiecia

A na pytanie o obraz mojego ukochanego Wyspiańskiego, czy to jest śpiąca Róża...
mowę mi odjęło...

15 maj 2016

Robocze przemyślenia

Przeglądam tego bloggera, poznaję go na nowo. I ten mój nieszczęsny blog przeglądam i w pierś się biję, że jak tak mogłam go zaniedbać? W imię czego? Pamiętnik jako taki miał być dla córek, a ja tak daleko odeszłam od tego. Nie wspominając o kasie wyrzuconej w cholerne błoto. Co mnie podkusiło? No ja pierdolę.

Powrót

Wracam na stare śmieci. Odnajduję powoli swoją własną ścieżkę. Pogubiłam się tu i ówdzie, chciałam być kimś innym niż jestem. Czasem byłam zazdrosna, częściej wkurzona, a przecież złe myśli, zazdrość zatruwają duszę.