Ten szkic wpisu powstał rok temu. Kiedy Róża taka malutka była ach. Właśnie go odnalazłam w czeluściach blogspota i zamieszczam dla pamięci mojej. Postanowiłam dodać także teraźniejsze zdjęcia, aby zobaczyć tę różnicę, miedzy zaczynającym mówić prawie dwulatkiem a gadającym ciągle i ciągle prawie trzylatkiem. Jedynym niezmiennym faktem pozostały...skoki do kałuży.
Uwielbia to nadal, skacze tak mocno, aż można ją wyżymać, a z kałuży nawet mokra plama nie pozostaje :)
Oto i ten wpis:
Dziś dla równowagi zdjęć kilka zamieszczę...ostatnio pogoda deszczowa była, więc Różka cała w skowronkach. Zachwycona biegała od samego rana krzycząc "łota, łota". Wzuła kalosze swe z prędkością światła i przy drzwiach dzikie wrzaski odstawiała przy akompaniamencie walenia w drzwi, delikatnie mówiąc. bo dzieci mają tę cudowną właściwość..gdy otworzą swe oczęta, już są wyspane, na baczność, gotowe do działania, do spędzenia dnia w całej swej intensywności. I mają rację, prawda? bo taki dzień zdarza się tylko raz! i one o tym wiedzą. doceniają i wykorzystują co do nanosekundy dany im czas tu na ziemi...a my już niekoniecznie...rano to ja nawet nie wiem jak się nazywam...rano to i mąż nie dzwoni, bo wie, że nie dość, że bełkot słyszy jakiś niewyraźny, to wie, że raczej tej "rozmowy" nie będę pamiętać.
zostawiam Was ze zdjęciami, niech każdy choć przez chwilę dzieckiem się poczuje...
jak to ktoś pięknie powiedział "że jesteś dzieckiem dopóty, dopóki kałuże traktujesz jako zaproszenie do zabawy, a nie przeszkodę" :)
wiecznym dzieckiem będę, to pewne...
Wzruszyłam się czytajac ten wpis. I to "łota, łota" już zapomniane, na nowo odnalazłam w pamięci. Czemu dzieci tak szybko rosną?
a teraz już klotylda wielka :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę , a zwłaszcza za poświęcenie kilku minut na przeczytanie moich bzdur ;)