30 sty 2015

Wigry

z cyklu

mamo, a czy Ty wiesz?

- mamo. Posłuchaj. Zobacz, jaki fajny utwór leci, jaki śmieszny.

I puszcza mi ten kawałek. Nie krytykuję, bo i po co. Raz na jakiś czas bzdur posłuchać może. A znów moje ucho wiele zniesie. Gust muzyczny jako taki posiada, więc się nie martwię zbytnio. Zresztą każdy ma prawo wielbić muzykę, jaka tylko mu się żywnie podoba. I nic nikomu do tego.
Ale wracając do piosenki, tak więc słucham.."wiggry, wiggry, nie jechałeś nigdy?"
i zaraz słyszę Starszej pytanie:
- fajne prawda? a Ty mamo, jechałaś kiedyś na takim rowerze?

28 sty 2015

Było nas 5

 młodość...


"Sta­rość we wszys­tko wie­rzy. Wiek śred­ni we wszys­tko wątpi. Młodość wszys­tko wie."

Było nas 5. Pięć dziewczyn. Jak pięć palcy u rąk. Każdy potrzebny, a jakby jednego zabrakło, to już nie to samo. Znałyśmy się już wcześniej. Z jedną na podwórku, jako dzieci, się bawiłam. Was dwie znałam ze szkoły. Ostatnią poznałyśmy na obozie. Harcerskim. 

Jednak więź taką mocną, nawiązałyśmy w latach licealnych. Jakoś tak podpasowałyśmy sobie. Odmienne poglądy, odmienne zdania, i pewnie przez to, doskonale się uzupełniałyśmy. Jak wiadomo, w czasach liceum, o naukę to raczej nie chodziło zbytnio. Człowiek wtedy czuł się niezwyciężony i najmądrzejszy. I chciał żyć pełnią życia. Bo jak nie wtedy, to kiedy? 

27 sty 2015

Alergia

mogło być gorzej...

"Pa­miętaj, to w Nas tkwi cała siła i sens życia."

Starsza jest alergikiem. Dość mocnym. Alergię wyssała z mlekiem matki. Czyli moim. Moja alergia jest tak potężna, że prowadząca leczenie me, pani doktor, z radości aż ręce zatarła. Takie buty... Bo w końcu trafił jej się chory z prawdziwego zdarzenia. A nie jakieś tam symulanty. Podczas testów na te wszelkie pyłki, sierści i inne alergeny, wykonywanych na moim ciele, śmiem twierdzić, że doktórka cieszyła się jak jasna...jasność. Może i świeciła blaskiem wewnętrznym, czego ja, przez lejące się z oczu łzy, nie dostrzegłam. Po testach miał być pomiar rozległości mojej alergii. Zwykłą linijką. Owa lekarka odpuściła sobie i to, patrząc na moje Mount Everesty widoczne na rękach. Po prostu w odpowiednich rubrykach powpisywała MAX. I zapewniła, podając mi zawczasu tabletkę, że góry znikną po półgodzinie. Ożesz ty. Zniknęły, a jak, po trzech dniach. A przez kolejny tydzień ślady po nich nosiłam jeszcze.

26 sty 2015

Wiersz Starszej

Wiersz I

Skacze żabka, skacze
Po łące i płacze,
Przy tym szepce pod nosem:
Czemu zjadłam tę osę?

Niedaleko jej mieszkanka
Znalazła żabka kasztanka
Wyszła z niego pyszna zupa, 
Która pomogła na ból brzucha.

25 sty 2015

MYSZKA

MOUSE IN A HOUSE

"Gdy kota nie ma, to myszki harcują"


 Za górami, za lasami, w pewnej małej chatce mieszkały śliczne myszki. Bielik, Szarusia i Czarnulka. Czarodziejskie to były myszki, mówię Wam.

Czarnulka i Szarusia pracować lubiły. I tak -  najpierw budziły swoją wyobraźnię. Cudne rzeczy wymyślały. Przyjemne to zajęcie było. A potem te wymyślone cuda na papier przenosiły. I poprawiały, i dopieszczały, serek przy tym chrupiąc. A później ze strychu, z wielkiego kufra, materiały wyciągały. Przyjemne w dotyku, mięciutkie. Rozkładały je na wielkim stole. I wycinały, i kroiły, i układały, a zabawa przednia przy tym była. I na koniec zasiadały do maszyn. I szyły, szyły, aż te maszyny z radości furczały, rozsiewając wokoło pełno strzępków materiału...

A to, co uszyły, zaraz Bielik zabierał. I pakował. Cudne paczuszki robił. I rozsyłał po świecie całym.

Kilka takich paczuszek dotarło i do nas.

Pokażę Wam zaraz, co te myszki potrafią.

Przedstawiam Wam jedną z moich uwielbianych dziecięcych marek. Od myszek dla mojej Myszki :)

MOUSE IN A HOUSE






 Sukienkę znajdziecie TUTAJ
 Jak i wiele innych cudnych ubrań

Dla ciekawych:
 TEN TEKST NIE JEST SPONSOROWANY !

24 sty 2015

Bo ja na bakier

z tą techniką...

 

"Lo­gika zap­ro­wadzi cię z pun­ku A do pun­ktu B. Wyob­raźnia zap­ro­wadzi cię wszędzie."

Za tą technologią, to w tyle jestem takim, że ho ho, prawie mnie nie widać. Cóż, postęp postępem, ale mnie on nie kręci. Taka starodawna jestem. Bardziej to on mnie obawą napawa. No bo my, ludzie, to stworzenia stadne. Ciągniemy do siebie. Samemu to ciężko żyć i smutno tak nie mieć do kogo słowem się odezwać. A tu ten cały postęp, te nowe cuda kolejne wymyślane, że to niby dla nas. Dla lepszej komunikacji międzyludzkiej. Żeby wszystko tylko szybciej i szybciej, łatwiej i łatwiej. A takiej prawdziwej rozmowy, przy filiżance gorącej czekolady lub nawet przy kuflu piwa, to nic nie zastąpi. Ani internet, ani telefony, ani tv, ani inne, bliżej mi nieznane urządzenia (na moje szczęście). Ten postęp, jak dla mnie, to samotność tworzy. Taką ukrytą za rozmowami przez internet, za całą tą siecią pajęczą.

Lata świetlne temu, raptem dwadzieścia:), to my wyprzedzaliśmy postęp. Telefon to miałam, taki z kablem, ustawiony w centralnym punkcie w korytarzu. Kremowy. Numer to wykręcać trzeba było, a jak się człowiek pomylił, to zęby zaciskał i od nowa kręcił. I sobie kręcił, ale tylko do tych, co owo urządzenie posiadało. Bo nie każdy miał. A i tak, bez problemu, koleżanek na pęczki było i tyleż też spotkań. Cudownych. Nocy przegadanych tysiące. Wspomnień na wiele lat.


22 sty 2015

Dziękuję

najmocniej jak potrafię...

"Żaden kolor nie jest raz na zawsze. Kolor to ruch, jak wszystko."

Dziękuję
...
siedzę i rozmyślam. Bo jak mam podziękowania słać, jeśli jest ich tyle, że księgę można by pisać. 
Chociaż za te najważniejsze rzeczy spróbuję. Ale czy te z pozoru błahe, nie były tymi najważniejszymi? I jak tu je rozdzielić i wyszczególnić, jeśli każda, nawet najmniejsza drobnostka, sprawiła, że dzieci me, zwłaszcza Starsza, są tym kim są.

Swoich babć i dziadków nie pamiętam. Część z nich odumarła zanim pojawiłam się na świecie. Jedno  jedyne wspomnienie mam o babci Annie, mamie mojej mamy. Pamiętam, jak pomagała mi kolorować jakiś rysunek. Były na nim małe kuleczki, i babcia, z racji wieku i słabego wzroku, wyjeżdżała poza linie. Miałam lat 6, jak odeszła...
Dlatego taką zastępczą, i jedyną jaką miałam, babcią stała się dla mnie "Babcia z Kopcia" - tak nazywaliśmy chrzestną mojej mamy, Antoninę . I tu wspomnień wiele, i wciąż jeszcze mocno żywych, choć babci nie ma już wśród nas od lat sześciu. A tęsknota nie słabnie. Często i ja, i Starsza wspominamy babunię. I łza się w oku kręci. Taka to była babcia!

Na szczęście obie moje dziewczyny mają babcię i dziadka. Najlepszych na świecie. I dziś to ja chcę Im podziękować.

Dziękuję Tobie:
- za to, że wstawałaś w nocy i bawiłaś mi Starszą, a ja mogłam się wyspać
- za wieczorne wspólne noszenie, gdy kolki straszliwe miała, a przecież już wtedy choroba Cię męczyła
- za gotowanie co dzień obiadu i zupek, dla Starszej, choć nie zawsze jeść chciała
- za udział w zabawach przeróżnych, jakie tylko Starsza zdołała wymyślić. Zawsze miałaś czas i chęci, a i często prym wiodłaś w zabawach tych
- za pokazywanie i uczenie Starszej, miłości do książek 
- za zaszczepienie w niej miłości do kwiatów
- za nauczenie jej, dając przykład własną osobą, jakim powinno być się człowiekiem
- za skromność, gigantyczną odwagę i umiejętność milczenia w sytuacjach, gdy potok słów sam na usta się cisnął

Tobie natomiast dziękuję:
- za bycie na każde zawołanie Starszej
- za rozbudzenie w niej miłości do historii z okresów wojen. opowieści o pradziadku (moim dziadku), ułanie, o jego przygodach na froncie, ucieczce z pociągu śmierci, o uniknięciu przez niego Katynia, o domu rodzinnym, o wojnie, którą Ty pamiętasz. Takich opowieści nigdy dość. Starsza, a także i ja, słuchamy z zapartym tchem.
- za pokazanie czym jest życie, i jak ważne jest by je szanować
- za to, że to jabłko można podzielić na dwie części i obie są równe. 
- dzięki Tobie Starsza w wieku lat 5, umiała i dodawać, i odejmować, a logika jej zbijała człowieka nieraz z tropu
- pokazałeś, że praca w ogródku, chociaż ciężka, to czysta przyjemność. A zbieranie obfitych plonów to cudowna nagroda.
- za potok słów, które nieraz Babcia, w swej mądrości, przemilczała

Dziękuję Wam za to, że Młodsza ma szansę Was poznawać...

Z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka, a także każdego innego, zwykłego dnia, dziękuję Wam.

"Ludzie mogą być też mocno złączeni  jak dwie okładki książki o miłości, bez których ta opowieść by się rozsypała."
 




21 sty 2015

Nastała cisza

jak makiem zasiał...


"W ciszy two­je ser­ce znaj­dzie od­po­wie­dzi, których ro­zum zna­leźć nie potrafi."

Ten dzień do bardzo, ale to bardzo, wyczerpujących należał. W Starszą wstąpiło niewiadomo co, a "pyskówką" na wyżyny się dziś wzniosła. Wielkie brawa, jak tak dalej pójdzie, to niedługo latać zacznie. Na miotle. Młodsza nadal chora, a matka, czyli ja, wspaniałomyślnie dzień jej poprzestawiała. Tu przejażdżka autem, tam wizyta u lekarza, gdzie dziecię me drzemkę sobie ucięło.Wieczorkiem mały wyjazd do Maca, dla Starszej. W trakcie podróży Młodsza kolejne zaśnięcie zaliczyła. I w efekcie sama sobie urządziłam, na własne życzenie, dzień jak z bajki. Ale takiej koszmarnej. I zamiast wieczorkiem mieć spokój, zasiąść sobie do pisania, bo pomysłów tyle, że trzy głowy nie pomieszczą. Zamiast pić ciepłe kakao, zagryzać bagietką i patrzeć jak ten nasz pająk, na tym suficie, w rogu pajęczynę tka. Zamiast przeprowadzić rozmowę ze Starszą, takie wiecie, babskie pogaduchy wieczorne. No cóż, zamiast tych przyjemności moich wieczornych, miałam niezły bigos w domu. Bo Młodsza, przestawiwszy sobie godziny w rozregulowanym ciele, pójść spać za żadne skarby nie chciała. Owszem, zmęczona była nieziemsko, ale nie przeszkadzało jej to w hucznej zabawie, przeplatanej co jakiś czas, co by za nudno matce nie było, płaczem i marudzeniem. Plus dający o sobie znać co jakiś czas bolący brzuszek. 

19 sty 2015

Pan Kotek był chory

i leżał w łóżeczku?...

"Ptaka grzeje pierze, człowieka - nadzieja."

Najpierw Starszą zmogło. Dość poważnie, bo przez dni kilka z łóżka nie wstawała. Taki słaby ten mój siłacz był. A ten widok do zwyczajnych nie należy. Biedactwo moje tak ciężko chorobę przechodziło. Serce krajało się na ten widok. Taka duża z niej już panna, a w tej chorobie zapomniała o tym, że taka duża jest...I gorączka wysoka, aż oczy bolały. A w głowie kołowrotek. Apetyt znikomy, nic nie dało się przemycić. Jedynie herbatkę, z liści mięty bądź z rumianku, chętnie piła. Do zdrowia powróciła, ale zmęczona jeszcze przebytą chorobą jest. I schudła odrobinę. 

Już prawie odetchnęłam z ulgą. Już ciepłe łóżko mnie wołało, po tych kilku nockach nieprzespanych. Już, już prawie oczy zamykałam...

A tu Młodsza zachorowała. Bądź przejęła po Starszej wirusy. Niestety. Nocka ciężka była. Malutka nie spała, lecz zwracała całodzienne posiłki. Jak mi jej szkoda było. I jak tu ulżyć w tej niedoli. Człowiek patrzy, i modli się, aby te choroby to na niego przeszły, a te szkraby w spokoju zostawiły. I choróbsko nie odpuszcza. Brzuszek boli, a Ona płacze na moich rękach. I tylko w nich czuje się bezpieczna. Gorączka wysoka, aż rumieńce na policzki wystąpiły. Apetyt osłabł znacznie. Nie dziwi mnie to wcale. Gdzie ta moja Młodsza, co to ulubionym jej słowem, i jednym z pierwszych, jest "mniam, mniam"...

17 sty 2015

Pisać nie będę...

pisać nie zamierzam...

"Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi."
 
O czym? - zapytacie.
A może i nie zapytacie...
Ale i tak Wam powiem.
Nie będę pisać o żadnych, podkreślam, żadnych aferzyskach, aferach, afereczkach i aferuniach. Nie interesuje mnie to zupełnie. Czytać, czytam o nich, przypadkiem i mimo woli. Swoje zdanie mam na ten temat. Często mocne i dosadne. Ale nie..Pisać o tym nie będę.

Blog ten, a w zasadzie pamiętnik rodzinny, zostanie przekazany jako pamiątka, dzieciom moim. Chcę by czytały i widziały w nim rzeczy związane z nimi. Z ich życiem. Z ich dorastaniem. Z tym, że niektóre dni było monotonne, a niektóre aż pod niebo feerią barw strzelały. O tym, że śmiałyśmy się jak szalone, i o tym jak krzyki nasze w przestrzeń się unosiły ptaki strasząc. Pragnę, by ten blog przypominał im o mnie, o ich tacie, i o nich samych. By czerpały z niego pociechę garściami w trudnych chwilach życia. I aby te moje posty, niekiedy nocą pisane i w pocie czoła, były im miodem na serduszka. Jest to pamiętnik o nich i dla nich. I choć życie do łatwych nie należy, choć nieraz będą miały pod górkę. Nie jeden raz te kłody pod nogi im rzucane, będą musiały omijać lub przeskakiwać. Cichą mam wtedy nadzieję, że w chwilach zwątpienia, sięgać będą po te zapiski. I wracać będą myślami do tych lat dziecięcych, beztroskich. I okrzyki wydawać będą, zapewne takie: "Ależ miałam wtedy problemy, niech mnie kule biją. Cud, że nasza matka nie osiwiała :D" Hmmm...a może inne okrzyki echem się poniosą...

Chcę, aby ten pamiętnik był czysty i wolny od aferzysk. Nic dobrego w życie one nie wnoszą, a tylko umysły zatruwają. Jak ostatni hit "Cupa gate" - jak dla mnie żałosny z żałosną panią w roli głównej, która, o jakież z niej biedactwo, kotleta zjeść musiała w oparach dziecięcej "cupki". Szkoda tylko, że nie przeszkadzają jej i nam"nietrzeźwi", często, przepraszam za wyrażenie, obsrani i obrzygani po pas. Ale oni przecież leżą i pachną. No, i do widoku ich już się przyzwyczailiśmy. Może więc czas przyzwyczaić się do tych "cupek" maluszków...w końcu "naturalia non sunt turpia."
I jak widzę i czytam takie afery, to zastanawiam się, czy my Polacy, nie mamy innych spraw, pilniejszych, na głowie. Zamiast roztrząsać na licznych forach i blogach nad jakąś "cupa gate", bardziej martwię się o męża. Co to przebywa w kraju, w którym zamieszki, i to ostre, trwają. Życie jest jedno, a "cupek" pierdyliard pierdyliardów co sekundę wydalanych na tym świecie...

 Pamiętnik ten ma być dla córek moich odskocznią od ich codziennego życia. Niech zatapiają się w nim, i przemieniają w Piotrusia Pana. Niech wiedzą, że kochałam, kocham i kochać będę te krupeczki moje dwie do końca życia swego i jeden dzień dłużej. I dlatego blog ten omijać będzie afery. Pewnie pozostanie w niszy, na piedestał nie wskoczy, ale mam nadzieję, że choć kilka osób zaglądać tu będzie. I będzie się dobrze bawić, tutaj, wspólnie z nami. 

"Znacznie trudniej jest sądzić siebie niż bliźniego. Jeśli potrafisz dobrze siebie osądzić, będziesz naprawdę mądry."

15 sty 2015

Błękitny zamek

L.M.M.

"Nadzieja czyni nas niewolnikiem, rozpacz - wolnym człowiekiem."

Niepozorna książeczka, a w niej bohaterka też niepozorna. I nie dość, że beznadziejnie brzydka, to w dodatku stara panna. A na dokładkę ponoć nierozgarnięta. Nie moje to słowa, lecz jej rodziny. Żeby nie było.
Pokochałam tę osobę od pierwszego wejrzenia. Wiecie, to tak jakbym w lustro patrzyła. Ona to ja, ja to ona. Wiele nas różni, ale spojrzenie na świat mamy takie samo. No i z tym samym walczymy od dziecka. Ona na kartkach papieru. Ja w życiu prawdziwym. A może odwrotnie?
Ją rozpacz napędza, mnie samo życie. 
A co to za walka, zapytacie. Ano taka:
"Strach to grzech pierworodny - pisał John Foster - Niemal wszystko zło na świecie ma swe źródło w tym, że ktoś się czegoś boi. jest to zimny, oślizły wąż, który owija się wokół ciebie. Nie ma nic okropniejszego ani bardziej poniżającego, jak żyć w bojaźni."
I z tym strachem to walczę odkąd pamiętam. Raz wygrywam ja, innym razem to ten strach przewagę ma. A Ona? Wiadomo, na którejś tam stronicy, po ciężkiej walce, zwycięża. Ale nie ucieka ode mnie. Stoi wiernie przy boku mym od lat już 24. I mobilizuje. Jak jest mi źle, pociesza. Zawsze tak samo, za to skutecznie. I pozwala wierzyć, że będzie dobrze.

Jaka jest jej recepta na szczęście?
Bardzo prosta. I czy coś więcej do szczęścia potrzeba? Czasami muszę puknąć się w czoło i wydobyć z pamięci jej słowa. Powinny w Konstytucji się znaleźć.
"Największym szczęściem jest - rzekła Joanna - kichnąć, kiedy się ma ochotę."

Bo o to w życiu chodzi. Być tym kim się jest. I czynić to, co nam służy i dodaje skrzydeł. I dumnie pierś wypinać, dla własnej satysfakcji.
"Całe życie usiłowałam zadowolić innych i to mi się nie udawało. Teraz będę zadowalać tylko siebie. Już nigdy nie będę udawać."

Cóż.
Ostatnie zdanie wygraweruję sobie nad kominkiem.
O ile kominek mieć będę...
A może po prostu zacznę tak żyć.

 Dla ciekawych:
Tak naprawdę Joanna Stirling to bardzo piękna kobieta. Taka rusałka leśna. Tylko, że długo, o ileż lat za długo, pozostawała pod sugestią banalnej urody, jaką reprezentowała jej kuzynka Oliwia. Jak to ujął Edward Snaith "obnosi ona wszystkie swe wdzięki jak towar na wystawie."
A kto to jest Edward?
No cóż, pewnie jakiś rycerz z tego Błękitnego zamku :))

14 sty 2015

Te godziny

gdy śpi...
















"Sny rodzą rzeczywistość."

Uwielbiam te godziny, zazwyczaj dwie, w ciągu dnia, gdy dziecię me błogo pływa sobie w objęciach Morfeusza. Pewnie każdy, kto dziecko posiada, uwielbia te chwile ciszy i spokoju.
Mogłabym na jej śpiące ciałko godzinami patrzeć. Śpiące dzieci mają w sobie tajemnicę. O czym śni? Jakie obrazy skrywają się za jej zamkniętymi oczkami? I te firanki rzęs muskające pulchne policzka...
A jeszcze przed chwilą taka zmęczona nią byłam, z garściami pełnymi nerwów. Ło, idźże dziecko już spać. Bo oszaleję.
A jak śpi, to zmęczenie moje ulatuje ze mnie natychmiast. I siedzę tak nieraz, i wzrok napawam tym moim cudem. Mężul mówi, że powinnam wtedy też odpoczywać. Poleżeć, zdrzemnąć się, nabrać sił "na potem". Kilka razy tak zrobiłam, jak była malutka, a ja ciągle sama z nią, bez pomocy żadnej. Ale to tylko kilka razy.

12 sty 2015

Ona taka jest

moja Młodsza...

"Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił, tego czego pragnie."

Ona zawsze odkryta śpi. Kiedyś jeszcze próbowałam ją przykrywać,ale na nic się to zdało. Jak tylko poczuła pierzynkę, kocyk lub nawet pieluszkę, lekką jak piórko, od razu odkopywała się z tego. A czasami i wybudzała ze snu...
Nie otulam jej już. Zakładam po prostu ciepłą piżamkę i skarpetki na stopy. Takie pulchne, grubiutkie, apetyczne.


9 sty 2015

Kalendarze

 moja Starsza...

 

 "Dziecko chce być dobre. Jeśli nie umie - naucz. Jeśli nie wie - wytłumacz. Jeśli nie może - pomóż."

Bo człowiek to myśli, że taki mądry jest i wszystko spamięta. A tu 12 lat minęło, i tak Bogiem a prawdą, to niewiele pamiętam jej zachowań, pierwszych nieporadnych zapewne kroczków. Słów wypowiadanych głośno, bo ona to taka ważna. Coś tam zapisane w pamięci mam, ale to i tak kropla w morzu, w porównaniu z tymi latami. Dwunastoma. 

Pamiętam za to doskonale te płacze całonocne. Na zęby. Oj, płakała, tak mocno, że serce się krajało. I nosiliśmy ją przez te noce, na zmianę z mężulem. I tak od pokoju do okna i z powrotem. Nocek nieprzespanych nie zliczę. Ale jakoś nie narzekałam na to. Wiedziałam, że przecież czas płynie, i te płaczące noce się skończą. Jak dla mnie za szybko, bo ona już taka duża jest. I tak czasami wydaje się, że ona to już tej mamy nie potrzebuje. Dobrze, że tylko wydaje się...Co to te 12 lat jest. Trudny to wiek dla niej. Burza hormonów. I wpada ze skrajności w skrajność. Jak cieszy się, to w całej mieścinie naszej ją słychać. Jak złości się, to aż szyby w oknach drżą, a drzwi z futryn wyskakują, tak nimi potrafi trzasnąć. Kłótni wiele w tym okresie jest, ale i dobrych dni też dużo. Na jakieś kompromisy iść musimy, i ona, i ja. Rozmawiamy ze sobą dużo. Nieraz to trudne bywa. Bo ja zajęta i nie słucham. Albo ona ma muchy w nosie, i nic nie dociera do niej. Albo przez te nasze krzyki wzajemne, głuche na wszystko jesteśmy. Ale rozmowa to podstawa. I próbujemy. Małymi kroczkami jakoś poradzimy sobie z jej dorastaniem. 

7 sty 2015

Mimisie

śmieszne noski, śmieszne pysie...

"Człowiek wymyślił ubranie, by ukryć swoją powierzchowność i odkryć swoje wnętrze."

Ta moja Młodsza to na tym świecie pojawiła się w odpowiednim momencie. Ponoć nic się nie dzieje przypadkowo. A zawsze jest tak, jak ma być. (więc to pyskowanie Starszej, to też może..hmmm...po coś jest? ). No ale miało być o Młodszej, i jej wielkiej roli w charakterze króliczka. Doświadczalnego niestety. A może i stety. Bo takie cuda, jakie  mama jej funduje, to i niejedno dziecko z chęcią by takim króliczkiem zostało. Zakupy teraz to czysta przyjemność, a wybór wielki...

Dziś kolejna odsłona marki, za którą przepadłam. Obkupiona została nie tylko Młodsza. Ale i Starsza, ich mama, czyli Ja. Nawet babcia J. od nas prezent dostała. I od razu zachwycona przymierzać chciała. 

Krój - taki jak uwielbiam. Szycie - dawno tak porządnej roboty nie widziałam. Nic się nie pruje, nic się nie ciągnie, nic nie wystaje, nie odstaje, żadnych powiewających nitek na wietrze.
Bawełna, w dotyku mięciutka. Wiadomo, nasza, polska.
I to, co mnie urzekło najbardziej. Wzory. Cudowne. Wielką wyobraźnie tu widzę. Rzadkość w tych czasach, opartych na kiczowatych serialach, bzdurnych grach komputerowych i tym pędzie nowoczesności, nie wiadomo dokąd.

6 sty 2015

Nieidealnie

pechowy dzionek...

 

"Niekiedy wydaje mi się, że jako dziecko swój pierwszy krok zrobiłem lewą nogą."

Są takie dni, które najlepiej, żeby się skończyły, nim się zaczną na dobre. Czy Wy też tak macie? A później okazuje się, że jednak, to ten dzień wcale taki zły nie był. To tylko my sami, z tych "peszków" i potknięć, tworzymy problemy na skalę światową. A trzeba je po prostu omijać szerokim łukiem. I skupić się na rzeczach, które pozytywne w tym dniu były.

Moje dziecię poszło spać dzisiaj. Nie wczoraj, tak jak powinno. Godzina to była coś po 24. W nocy, czy nad ranem, zależy jak patrzeć. I większą część tej nocy płakało i jęczało. Zęby to nie przelewki.
A rano, to tak jakoś wszystko z tych rąk leciało.Moich.
Młodsza dokazywała za to na całego, wieńcząc to perfekcyjnym rzutem własnym butem do 
talerza, pełnego zupy, Starszej. I stół zalany, i laptop zalany, i Starsza cała mokra.
I laptop nie działa. Lub, jak kto woli, działa jak chce. Do każdego przycisku na klawiaturze, nagle przypisanych zostało po kilka literek. I tak piszę sobie, i piszę, więcej kasując niż zapisując, a myśli z głowy uciekają.
Starszą coś też dziś nosi, taka "panna wszystko na złość" się zrobiła. I próbuje moją cierpliwość na wszelkie sposoby...
I ten krzyż tak mnie dziś boli. No ledwie chodzę. A tu Młodsza co i rusz, na rączkach chce być noszona. 
I za cokolwiek się dziś zabieram, to jakoś to wszystko nie tak wychodzi.

5 sty 2015

zimowy dzień

śnieżek


"Śnieg padał bez przerwy, absolutnie bezszelestnie, jakby wcale nie miał ciała"

Długo ta zima kazała nam na siebie czekać. Jej pogaduszki z panią jesień trwały stanowczo za długo. Ale jak to babki, pewnie nagadać się nie mogły. I gadu, gadu, a my tu w tych deszczach i wiatrach rwących...
Ale nadeszła w końcu, i od razu, przepraszając za spóźnienie, sypnęła śniegiem gęsto.
Ach, ten puch, z nieba spadający. I w mgnieniu oka, świat cały w bieli zatonął.

3 sty 2015

Pasja

inaczej być nie mogło...

"Nawet z pozoru najdziwaczniejsza, najskromniejsza pasja jest czymś bardzo, ale to bardzo cennym"

Pasja to życie. Nie mając jej, nie żyjesz tak naprawdę, tylko wegetujesz. Jak taka roślinka, której nikt nie chce i nie podlewa. Smutne to takie życie.
Miałam swoją pasję wieki temu. Zwała się archeologią. Dodać do tego jeszcze malarstwo, czytanie książek na pęczki, łącznie z encyklopediami,  i powstał człowiek renesansu :)
I gdzieś tam w ferworze zajęć codziennych zagubił się. Zobojętniał na wszystko, pasja poszła w kąt, zakurzyła się tam, ale cierpliwie czekała na owego człowieka. Na me szczęście. Żal mi tylko tego czasu, którego już nic nie wróci. Ale już nie zmarnuję ani jednego dnia, ani jednej chwili. 
A o tym , że życie bez pasji jest bezcelowe, uświadomiła mi jak zwykle, moja mądra córka. Starsza. Która od narodzin pasji, hobby i koników miała całe mnóstwo. Próbowała, doświadczała. Jedne rzeczy ją nudziły, dla niektórych oddałaby pewnie pudełko ulubionych swych czekoladek :) I, po wielu latach tego próbowania, odnalazła swoją pasję. 
Ale gdybym jej nie pozwalała, gdybym ją hamowała, gdybym ciągle narzekała, że "miało to być to, a nie jest, znowu", to pewnie siedziałaby dziś z nosem w komputerze i bladym pojęciem o życiu, pasji i rzeczywistości naszej.

A tak, jest takim dzieckiem, jakim byłam ja, mój mężul i nasi rówieśnicy. Takim, co to brudne wieczorem do domu przybiegało. Umorusane od góry do dołu. Ale szczęśliwe. Takim, co to po wielkim nawoływaniu mamy, biegło do domu i obiad na kolanie naprędce pałaszowało. W wielkim pośpiechu, bo przecież na podwórku tyle ważnych spraw działo się, a bez nas, to już nie to samo.
Cieszę się ogromnie, że miała takie dzieciństwo. Brudne, rozbiegane,z obdartymi kolanami.

1 sty 2015

Kocham, lubię, szanuję...

nie chcę, nie dbam, żartuję...

 

"Sztuka życia - to cieszyć się małym szczęściem."

Kocham
1. zapach książek, tych prosto z drukarni. przewracam wtedy szybko kartkami przed nosem, wdychając ich zapach. pewnie to farba drukarska :)
2. kakao. Słodkie, gorące, w kubku wielgachnym, takim żółtym z króliczkiem. Tak smakuje najlepiej. Do idealnego obrazu brakuje jeszcze kominka, strzelającego iskrami oraz puchowego dywanu przed nim. Kakao, dywan, kominek, koc i książka. Może kiedyś marzenie spełni się...
3. zapach świeżo ubranej pościeli. Najlepiej w kolorze brązowym lub pomarańczowym. Śpiochem jestem.
4. wtulać nos w karczek córki. Dzieci tak pięknie pachną. A wszelkie problemy takie małe wtedy się stają. 
5. wszelkie starocie, antyki ubóstwiam. W Eindhoven ulubione mam pchle targi. Odwiedzam je zawsze, jak przebywam tam u przyjaciółki. Godzinami mogę szpurać, wyszukiwać, oglądać i zastanawiać się, jak dostarczyć do domu. Już raz nie wpuszczono nas na pokład samolotu :D