19 sty 2015

Pan Kotek był chory

i leżał w łóżeczku?...

"Ptaka grzeje pierze, człowieka - nadzieja."

Najpierw Starszą zmogło. Dość poważnie, bo przez dni kilka z łóżka nie wstawała. Taki słaby ten mój siłacz był. A ten widok do zwyczajnych nie należy. Biedactwo moje tak ciężko chorobę przechodziło. Serce krajało się na ten widok. Taka duża z niej już panna, a w tej chorobie zapomniała o tym, że taka duża jest...I gorączka wysoka, aż oczy bolały. A w głowie kołowrotek. Apetyt znikomy, nic nie dało się przemycić. Jedynie herbatkę, z liści mięty bądź z rumianku, chętnie piła. Do zdrowia powróciła, ale zmęczona jeszcze przebytą chorobą jest. I schudła odrobinę. 

Już prawie odetchnęłam z ulgą. Już ciepłe łóżko mnie wołało, po tych kilku nockach nieprzespanych. Już, już prawie oczy zamykałam...

A tu Młodsza zachorowała. Bądź przejęła po Starszej wirusy. Niestety. Nocka ciężka była. Malutka nie spała, lecz zwracała całodzienne posiłki. Jak mi jej szkoda było. I jak tu ulżyć w tej niedoli. Człowiek patrzy, i modli się, aby te choroby to na niego przeszły, a te szkraby w spokoju zostawiły. I choróbsko nie odpuszcza. Brzuszek boli, a Ona płacze na moich rękach. I tylko w nich czuje się bezpieczna. Gorączka wysoka, aż rumieńce na policzki wystąpiły. Apetyt osłabł znacznie. Nie dziwi mnie to wcale. Gdzie ta moja Młodsza, co to ulubionym jej słowem, i jednym z pierwszych, jest "mniam, mniam"...
Walczymy z chorobą na wszelkie sposoby, ale bez antybiotyku. Rzadko skuszam się na takie leczenie. Staram się, aby organizmy moich dzieci same umiały się bronić, z mała pomocą ziół i syropków sprawdzonych. Wirusisko zapewne potrzyma Młodszą kilka dni. 

I nic to, że z niewyspania chodzę po domu jak jakaś zmora nocna. I nic to, że ze zmęczenia z rąk wszystko leci. Najważniejsze są One. Młodsza teraz smacznie śpi, a ja zbieram siły na jej pobudkę. Bo wiem, że do godzin wieczornych nosić ją będę i tulić. Bez przerwy, bez wytchnienia. Ale nic to, to jest nieważne. Najważniejsze, by wyzdrowiała. By jej wesolutki szczebiot znów poniósł się echem po całym mieszkaniu.

Leżąc wczoraj w nocy, koło jej gorącego ciałka (38,5 C - o ile dobrze termomierz wskazywał), myśli nurtujących mnie, odgonić nie mogłam. Bo ileż to człowiek najęczy się, namarudzi, że te jego dzieci, to takie srebra żywe. No, mogłyby na chwilę zamilknąć albo w ciszy się pobawić. Ale One nie, jak na złość, ganiają jak dziki po domu. Wrzaski takie jakby kogoś żywcem obdzierano ze skóry. Aż człowiek ze zmęczenia i nerwów wieczorami w poduszkę ryczy. Tak ma dość.
I leżąc tak, i patrząc na to dziecię zmożone chorobą, to plułam sobie w brodę. Że niech one już sobie krzyczą i biegają, niech szaleją i skaczą, niech bałaganią. Bo wtedy wiem, że to energia je rozpiera. A gdzie energia, tam i zdrowie jest. A zdrowie jest najważniejsze.  I czemuż to dopiero choroba o tym musi przypomnieć? Człowiek niby tę prawdę wie, coby cieszyć się zdrowiem i tym co się ma, ale nadal głupi jakiś jest i przejmuje się jakimiś sprawami nieistotnymi. Jakby naprawdę coś ważniejszego od tego mogłoby być...

I najczęściej te prawdy oczywiste to w nocy odnajdujemy, bo jednak dzień, to człowieka rozprasza.



 

2 komentarze :

  1. Ostatnie zdjęcie! Cudowne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny dziękują :))) Taka miłość wygląda...choć i nieraz się kłócą:) pozdrawiam serdecznie Was*

      Usuń

Dziękuję za wizytę , a zwłaszcza za poświęcenie kilku minut na przeczytanie moich bzdur ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...