Zakładając bloga, czułam, podskórnie czułam, że to nie będzie tylko o tych moich dzieciach. Wiem, wiem, są one wspaniałe, cudowne, najukochańsze, i jakby trzeba było to życie za nie oddam. Choć w dniu dzisiejszym to z kilka lat dobrych mi zabrały same, tak dały popalić. Pewnie zmiana pogody się szykuje albo jaki inny armagedon.
Nasze losy będę spisywać - wiadomo. Ale uwielbiam grzebać w przeszłości, uwielbiam wspominać, dopytywać się, wyszukiwać, przy tej herbatce pysznej u rodziców moich. Wiele wiem, ale tak naprawdę, niewiele. Chciałabym w tej mojej kronice tutaj wszelkie wojenne przygody dziadków opisać, z obu stron oczywiście. I rodziców moich także, przecież nieodłączną częścią ich są. Dlatego, jak czas pozwala, spieszę do nich na rozmówki. A jeden przez drugiego wtedy potrafi gadać, co i rusz w zdanie sobie wchodząc, bądź uciszając się wzajemnie. Cudownie na to patrzeć...Bo czy ja wiem i pewna jestem, że po prawie 60-ciu latach bycia razem z moim mym, będę miała o czym gawędzić i śmiać się ze wspomnień. I czy dożyjemy tych lat? Choć to takie ważne aż nie jest, byleby razem do końca trwać...
W książkach wojennych się lubuję, wojennych rodziców mam, i tak sobie myślę, że dobry to pomysł, zapisać właśnie tutaj historię naszej rodziny. Dla nas, dla córek mych, i dla kolejnych pokoleń. Niech czytają, niech dopisują własne historie i niech dalej to przekazują kolejnym pokoleniom...
Najbardziej urzeka mnie w tych ich opowieściach ten spokój, z jakim potrafią o tak traumatycznych przeżyciach opowiadać. I często z dużą dawką humoru...Gdzież oni się tego nauczyli? W tej izdebce maleńkiej, czy na pastwisku, bujając w obłokach i udając, że krowy pasą?
My, ludzie XXI wieku, mamy wszystko...mamy pieniądze, piękne ubrania, błyszczące samochody, ogromne domy, podróże na wyciągnięcie rąk...a ciągle nam źle, ciągle mało. Ciągle narzekamy, ze jak nie to, to tamto. Bo może ona ma lepiej. I ta zazdrość bijąca zewsząd..i zawiść. Miny skwaszone, a poczucie humory chyba wyparowało, każdy taki poważny, każdy wie lepiej. A wystarczy docenić choćby to, że nie dane nam było słyszeć huku spadających bomb...jeszcze...bo kto wie, co przyjdzie nam jeszcze przeżyć. I "że szczęścia należy szukać w sobie a nie naokoło. Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają."
Dlatego tak rzadko udzielam się na wszelakich forach, i innych typu dyskusjach...bo cóż one wniosą w moje życie? Nieraz wystarczy mi przeczytać ze dwa komentarze jadem cieknące i mnie się już odechciewa, a włos na głowie jeży, jak pomyślę, że takie słowa padają z ust...ludzkich...Naprawdę wolę u tych moich rodziców kochanych posiedzieć, posłuchać słów mądrych i słów zwyczajnych. Tego łajania, że znów Różę za lekko ubrałam i pewno zmarznie. Choć Ona nigdy chora nie była..Z pożytkiem i dla mnie, i dla dzieci moich ten czas jest spędzony. Bądź na powietrzu przebywać, z dala od zgiełku...A tu wracać po to, by spisywać chwile ulotne, nasze, własne i to co dla nas ważne jest...
Także wybaczcie, ale "Mam w spiżarni dwanaście garnczków, które wołają mnie już od godziny." - w tłumaczeniu z Kubusiowego na nasz ojczysty - trzeba na jakiś czas się wylogować, aby z przyjemnością i tęsknotą móc tu powrócić znów...
Kronika rodzinna to jest to! Ja nie mam jak, naprawde nie mam, ale gdybym miala jak to sama bym sie tym zajela. Przy okazji kazdych uroczystosci robie milion zdjec Dzieci z Dziadkami, Babciami, Prababciami zeby byla pamiatka, zeby Dzieci mialy kawalek swojej historii :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDobrze, ze te zdjęcia robisz i dużo...zawsze pamiątką będą...a ja dobrze, że tego bloga założyłam, jako terapię, a stanie się faktycznie swoistą kroniką..lepiej późno niż wcale, choć i tak żałuję, że wcześniej nie zaczęłam spisywać...ale pocieszam się, że moja mama swego czasu wiele spisała, więc czekam na wgląd w jej zapiski:)
Usuńpozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, ze zostaniesz tu na dłużej:)
Niestety nienawiści i zawiści w sieci jest naprawdę dużo. Grunt to znaleźć się w dobrym gronie np. blogujących mam gdzie nie ma afer i awantur. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWśród blogujących mam też zdarzają się afery mniejsze i większe, ale my tu wszystkie tak jakoś fajnie się dobrałyśmy...i jest po prostu miło i przyjaźnie..i o to chodzi prawda? aby się wzajemnie wspierać i napędzać, a nie kłody pod nogi rzucać..pozdrawiam serdecznie:)))
UsuńKochana, takie historie rodzinne trzeba spisywać i cieszę się, że tworzysz takie miejsce. Twoje Córki będą za to wdzięczne. I ich dzieci potem i wnuki. :))).
OdpowiedzUsuńTak też sobie pomyślałam. Dziękuję za miłe słowa i wsparcie, ze jednak dobrze robię..:) pozdrawiam serdecznie. zaglądam właśnie do Ciebie, gdyż wiem, ze nowy post zawitał na blogu, a uwielbiam Cię czytać:)
UsuńPrzypomniałaś mi o sielance, jaką tworzyli moi dziadkowie gdy byłam dzieckiem. Często słuchałam o wojnie, strasznych dziejach, które mówili ze spokojem i pokorą. Ten świat obecny pachnie sztucznością i przeraża mnie myśl co będzie kiedyś, gdy będę starszym człowiekiem :). zapraszam: http://laydymami.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie też przeraża...mnie już przeraża to co się dzieje w tej chwili...choć jakaś tam nadzieja tli się we mnie...pozdrawiam. Na pewno wpadnę z rewizytą:)) Dziękuję i pozdrawiam*
Usuń