część druga...
Radio zatrzeszczało, głos po izbie się rozszedł...jak celnie wystrzelony nabój...Matka zamarła z łyżką w dłoni. Ojciec czujnie brwi uniósł w górę, spoglądnął na dzieci, kiwnął jej głową. Spokojnie - jego oczy zdawały się mówić. Obiad akurat jedli. Na środku stołu misa wielka. W niej ziemniaki, góra ziemniaków w mundurkach. Obok mniejsza miska, taka blaszana. Tam gzika pyszna, pełno w niej szczypiorku i cebuli. A każdy porządną łyżkę w dłoni miał. I z tej jednej, wspólnej misy obiad jedli...Ojciec zjadł, otarł brodę spracowaną dłonią. Kiwnął matce, że już czas. Czas w drogę ruszać. Spakowali to, co najpotrzebniejsze. Dobrze, że ten wóz mieli. I konia. No i rower. Dobry taki, niemiecki. Zapakowali tobołki na wóz, dzieciaki pousadzali, poowijali w koce wełniane, aby zimno im nie było. Wiał lekki wietrzyk, choć mroźny już. Tęgą zimę zapowiadał. Ojciec drzwi od chaty zamknął na cztery spusty. Choć i dobrze mógłby jej nie zamykać. Ale czasem ta świadomość, że coś od nas zależy, choć nie zależy, człowieka na duchu może podnieść. Oglądnął się jeszcze na tę chatkę, własnymi rękami wzniesioną, zasiadł obok matki, przeżegnał się, konia zaciął i pojechali. Na wschód. Bo tamci z zachodu nadciągali...
Nie sami jechali. Wolno się poruszali, bo wszyscy mieszkańcy wioski domostwa swe opuszczali. Całą wsią zebraną do kupy przed siebie, na wschód, byle dalej. Każdy co miał, to wziął ze sobą. Ci co wozy mieli to jakby los na loterii wygrali. Bo więcej mogli pomieścić dobytku swego na nim. Większość deptała powoli, spokojnie, na nogach spracowanych, co odpoczynku nie znają, choć serca im wrzały, strach ściskał gardło. Taki krzyż im Bóg zesłał tamtymi czasy...pokornie go dźwigali, choć przecież do pokornych nie należeli...
Ojciec, kogo się dało, na wóz wziął. Sąsiada swego, i żonę jego, chorowitkę taką, i tę dwójkę ich o buziach mizerniutkich. Każdy pomagał sobie i innym jak mógł. Bo wspólna niedola zbliża człowieka do człowieka. Czyś bogaty czyś biedny, jakie to ma znaczenie, gdy możesz wschodu słońca już nie zobaczyć...
Na skraju dróg porozchodzili się, pokuśtykali, porozjeżdżali każdy w inną stronę. Gdzie kto mógł, gdzie kto bliskich miał. A ten co nie miał, po stodołach się ukrywał u obcych. Każdy schronienia szukał...czy każdy znalazł?
Oni u tej ciotki się zatrzymali, co pomagała najstarszego matki odchować. Najstarszy na wojnie, żadnych wieści nie było i nie ma od niego. Może to dobrze? A serce matki płacze cicho...głośno nie może, bo jeszcze dziatwa posłyszy i też płakać zacznie za bratem...
Radio zatrzeszczało...głos się poniósł po izbie. Rozmowa wartka umilkła nagle. Każdy wsłuchał się w słowa. Uff. Popatrzyli po sobie, lekki uśmiech zagościł im na ustach. Można wracać, odeszli psiajuchy...
Z wozu ojciec zeskoczył. Matce zejść pomógł. Dzieci na ręce wzięli. Z trwogą w sercu furtkę drewnianą otwarli. Chatka stała, to najważniejsze. W głębi podwórka studnia rozwalona. Ojciec zmarszczył czoło, wiedział ile pracy będzie go to kosztować. A i wiadra też nigdzie nie widać. Zabrali, to pewne. No nic, jakoś to będzie. Powolnym krokiem do drzwi podszedł, popchnął lekko, bo wyrwane były. Spojrzał w jeden bok, w drugi, wszystkie okna wybite. A tu zima wielkimi krokami się zbliża. I tu trzeba będzie co zaradzić. Wszedł do izby, matka z dziećmi za nim. Matka bystrym spojrzeniem izdebkę omiotła, pani na swoich włościach. Zakasała rękawy i zabrała się do roboty, bo te psiajuchy aby ucztowały, sądząc po leżących wszędzie resztkach jedzenia..zapasów ich zimowych. I pili, bo szklanice rozbite, kubki pod stołem, flaszki na stole...
I nikt nic nie powiedział...popatrzyli na siebie, dzieci przytulili...przecież najważniejsze nie zostało im odebrane. Rodzina. Nadal byli rodziną.
c.d.n.
" Po każdej wojnie ktoś musi posprzątać"
Pamiętam wojenne opowieści mojej babci. Zawsze lubiłam jak spokojnym głosem mówiła jak wyglądało ich życie.
OdpowiedzUsuńPrawda? ten spokój w ich głosie, a nieraz i żarty! Chyba tak sobie radzili z tymi strasznymi przeżyciami...uwielbiam słuchać ich opowieści - rodziców, bo dziadków juz nie mam, od dawien dawna..pozdrawiam serdecznie***
UsuńBabcia też raczyła mnie opowieściami wojennymi. Często się myliła i mówiła o Niemcach "milicja", a potem się poprawiała i dodawała: "nie milicja, ino Niemcy". Babcia nie żyje, ale wiele pamiętam. Też kiedyś muszę je spisać. Dziś żałuję, że nie wypytywałam jej o więcej.
OdpowiedzUsuńJa dziadków już nie poznałam..ale moi rodzice wszystko zbierali, wszelkie opowieści, teraz ja ich zamęczam i wypytuję ciągle - tato ma 80 lat więc wiem że czas się kurczy..chciałabym to wszystko tu zapisać, dla siebie, i dla dzieci, i następnych pokoleń...Pewnie, spisz jak najwięcej, chętnie o tym poczytam. pozdrawiam*
UsuńStraszne jest dla mnie to, co się kiedyś działo oraz to co się dzieje na Ukrainie czy innych Państwach. Czy świat nie może być lepszy?
OdpowiedzUsuńTak, jak pomyslę, że narzekamy na wszystko, nic nam się nie podoba..., a za ścianą trwa wojna, to zastanawiam się w jakim kierunku to wszystko zmierza...ten nasz świat w każdej chwili może runąć...a my tacy wiecznie niezadowoleni, wiecznie kłócacy się, kto jaką ma rację...a oni tam pewnie chcieliby tego pokoju i tego spokoju co był przedtem. A o tych innych państwach, tej choćby Somalii, nawet nie wypowiadam się, docierajace do nas zdjęcia mówią wszystko za siebie...i to człowiek człowiekowi taki los zgotował...przykre.
UsuńCzytam to już któryś raz i ciągle czuję niedosyt. Czekam na ten ciąg dalszy. Dobrze, że to spisujesz, bo pamięć jest taka ulotna. My też musimy bacznie obserwować to, co się dzieje. Kiedyś my będziemy opowiadać i choć będą to inne historie, to też ważne. Uwielbiam Twoje pisanie. Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńTak, na pewno spiszę tyle ile się da, ku potomnym...wybrałam taką formę opowiadania, bo w sumie jak opisać tak wiele przeżyć...w tej chwili opisuję rodziców mojego taty...a w kolejce cierpliwie czekają przygody rodziców mojej mamy...a i sami rodzice co nieco z wojny pamiętają, także temat rzeka...
UsuńDziękuję, za miłe słowa!!! Naprawdę wiele dla mnie znaczą! Bardzo wiele:)) ściskam serdecznie ***
Świetnie napisane:) Trzeba przekazywać taką wiedzę o tym co było, o tym co jest. A no i doceniać to co mamy.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Mam nadzieję, ze kolejne pokolenie docenią moje skromne starania o tym ,aby pamięć o minionych czasach nie zaginęła:)
UsuńTak, doceniajmy, ze budzi nas śpiew ptaków, a nie huk spadających bomb...
A ja dziś wypożyczyłam gazetę codzienną, "Czas" z 1939 roku, z 2 - go września... dobrze, że ta wojna mnie ominęła... Jestem ciekawa tylko do kogo ta gazeta należała...
OdpowiedzUsuńPS. Z niecierpliwością czekam na kolejne "Małe opowieści". Trzeba będzie książkę napisać, nie ma co!
Och, sama chętnie bym taką gazetę przejrzała...moja mama wiele chomikuje, ale tak starych nie posiada, w końcu wtedy roczek miała, jak wojna wybuchła...za to mamy książek tysiące, niektóre ponad stuletnie! to będzie gratka!
UsuńUwielbiam słuchać tych opowieści, tak barwnie przedstawionych, aż zapomina się, ze to takie straszne było przecież...
ps. ja zbiorę, Ty napiszesz:)
Chętnie :) A książek stuletnich zazdroszczę, ja tam najstarszą jaką mam jest z lat sześdziesiątych :) Dużo moja mama ma ze swojego dzieciństwa - koniec lat siedemdziesiątych/początek osiemdziesiątnych.
Usuń:))) No tak, Twoja mama to pewnie moja równolatka :))) No to jesteśmy umówione...co do napisania książki :)
UsuńChlonęłam ten wpis czekam cen a tak w nawiasie powinnaś książki pisać
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie:)) A co napisania książki - nie, nie :D Co innego znana historię barwnie opisać, co innego stworzyć wielką całość, i to z własnej głowy :))) Ale dziękuję raz jeszcze, ze się podoba:) pozdrawiam**
UsuńJak zwykle pięknie napisane, dałam się ponieść wyobraźni:) Moja babcia co prawda urodziła się w czasie wojny, ale o późniejszych czasach często mi opowiada i uwielbiam słuchać tych opowieści. No i ta gzika i ziemniaki - akurat wczoraj na obiad miałam u babci właśnie!;)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Bo takich opowieści zawsze chętnie się słucha, choć nieraz trzeba do nich "dorosnąć". Załuję, ze jak młodsza byłam ,to pilniej nie sluchałam, tylko tak jednym uchem wpuściłam , drugim wyleciało...a szkoda. Teraz nadrabiam ile tylko się da, i na pewno tu umieszczę ku następnym pokoleniom :))
UsuńT a gzika to tak mi się wspomniała, tata opowiadał, że zawsze z tej jednej misy jedli i kiedyś często takie dania...
pozdrawiam
Świetnie napisane, bardzo przyjemnie się czyta chociaż historia smutna, ale pióro masz niezłe.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak miłe słowa:) pozdrawiam serdecznie*
UsuńMi dziadek opowiadał dużo historii z czasów wojny...i czasem nieźle ściemniał ;) a ja powtarzałam dalej będąc dzieckiem
OdpowiedzUsuńHahaha, to chyba wszyscy dziadkowie tak mieli:) mi tata opowiada, jakie dziadek potrafił historie tworzyć, to aż niewiarygodne:)) kiedyś je tu opiszę, bo warto:))) te akurat tu opisane to prawdziwe...pozdrawiam serdecznie*
Usuń