Wróciła ze szpitala. Nie sama. Zawiniątko obok niej cichutko
zakwiliło. Spojrzała z czułością i miłością tak wielką, że aż stała się widzialna. Braciszek owego zawiniątka, dwuletni brzdąc, podbiegł szybko na pulchnych nóżkach, i całym sobą do niej się przytulił. Mamy swojej. Nieobecnej przez dni 5.
Wieczorny rytuał kąpania. Delikatnie umieściła bobaska w wanience, zanurzając delikatnie w ciepłej wodzie. Delikatnie namydlała mu skórę. Delikatnie opłukiwała ciałko. Poprawiła rękę swoją, bo ścierpła lekko. Wtedy To wyczuła. Guz. Koło maleńkiej szyjki noworodka. Aż nogi się pod nią ugięły. Historia zatoczyła koło...
Rano szybko, szybko. Ubierali siebie, dzieci i do lekarza. Rano kolejny guz się pojawił. Maleńki nie miał tygodnia, a miał je dwa. Ona wiedziała już, że poszczepienne. Pieprzona szczepionka na pieprzoną gruźlicę..
Kolejne usg, kolejne nacinanie guzków, kolejne wstrzykiwanie antybiotyku w środek, bez znieczulenia. Kolejny dzień, gdy dziecko najukochańsze własna mama nie mogła nakarmić. Kolejny dzień, gdy siódmą godzinę płakał z głodu, a ona wespół z nim płakała, na rękach nosząc i tuląc do siebie. I kolejny guz, pod paszką tym razem.
Jaki będzie koniec tej walki nierównej? Modlę się, by szczęśliwy... i wierzę, i nie pytam, jak długo jeszcze mam iść po ciemku...
zakwiliło. Spojrzała z czułością i miłością tak wielką, że aż stała się widzialna. Braciszek owego zawiniątka, dwuletni brzdąc, podbiegł szybko na pulchnych nóżkach, i całym sobą do niej się przytulił. Mamy swojej. Nieobecnej przez dni 5.
Wieczorny rytuał kąpania. Delikatnie umieściła bobaska w wanience, zanurzając delikatnie w ciepłej wodzie. Delikatnie namydlała mu skórę. Delikatnie opłukiwała ciałko. Poprawiła rękę swoją, bo ścierpła lekko. Wtedy To wyczuła. Guz. Koło maleńkiej szyjki noworodka. Aż nogi się pod nią ugięły. Historia zatoczyła koło...
Rano szybko, szybko. Ubierali siebie, dzieci i do lekarza. Rano kolejny guz się pojawił. Maleńki nie miał tygodnia, a miał je dwa. Ona wiedziała już, że poszczepienne. Pieprzona szczepionka na pieprzoną gruźlicę..
Kolejne usg, kolejne nacinanie guzków, kolejne wstrzykiwanie antybiotyku w środek, bez znieczulenia. Kolejny dzień, gdy dziecko najukochańsze własna mama nie mogła nakarmić. Kolejny dzień, gdy siódmą godzinę płakał z głodu, a ona wespół z nim płakała, na rękach nosząc i tuląc do siebie. I kolejny guz, pod paszką tym razem.
Jaki będzie koniec tej walki nierównej? Modlę się, by szczęśliwy... i wierzę, i nie pytam, jak długo jeszcze mam iść po ciemku...
Lęk o dziecko jest najpotworniejszym z lęków. Taki lęk rozsiada się w dole brzucha i stamtąd rozprzestrzenia się po ciele całym. Ściska za gardło z taką siłą, że oddechu ciężko nabrać. I czujesz taką gulę w krtani, którą ani przełknąć, ani wypluć. Ręce lodowate się robią, w pięści zaciskają, bo sztywność je dopada. i tak naprzemiennie prostujesz, aż kości strzelają i ściskasz, aż skrzypi. Nie panujesz nad tym odruchem. Byle chwilową ulgę przyniósł...
Ale i tak najgorsza jest wyobraźnia. Uchylisz jej wrota na milimetr, a ona, jakby tama zerwana na rzece, hen naprzód rwie. O tak, wyobraźnia jest darem, ale bywa też przekleństwem...
I wszyscy wokoło powtarzający do znudzenia, że będzie dobrze..a skąd oni wiedzą, że tak będzie? nikt nie wie? nadzieję można jedynie mieć. i wiarę silną. choć nie sprawdza się, niestety...bo prędzej licytować będziesz się z Bogiem. Obiecasz wszystko. Na tacy własne życie podasz...byleby dziecko wyzdrowiało.
Ale i tak najgorsza jest wyobraźnia. Uchylisz jej wrota na milimetr, a ona, jakby tama zerwana na rzece, hen naprzód rwie. O tak, wyobraźnia jest darem, ale bywa też przekleństwem...
I wszyscy wokoło powtarzający do znudzenia, że będzie dobrze..a skąd oni wiedzą, że tak będzie? nikt nie wie? nadzieję można jedynie mieć. i wiarę silną. choć nie sprawdza się, niestety...bo prędzej licytować będziesz się z Bogiem. Obiecasz wszystko. Na tacy własne życie podasz...byleby dziecko wyzdrowiało.
U nas też pojawił się guz po szczepieniu na gruźlicę. Wylądowaliśmy w szpitalu na operacji. Bałam się jak cholera. Chodziłam przez długi czas jak swój cień. Bałam się, czy moje dziecko wybudzi się po narkozie, jak będzie się goiła rana, jak damy radę w szpitalu. Na szczęście wszystko ok
OdpowiedzUsuńTak, najważniejsze że wszystko już dobrze. Ale to co przeszliście, nikomu nie życzę...nasze promyczki muszą swiecić jak najdłużej.
UsuńJak sobie przypomnę co wtedy czułam, to mam łzy w oczach. Nigdy nie chcę przechodzić jeszcze raz przez taki strach o synka
UsuńOj na pewno! Ja ze Starszą 3 razy taki strach miałam, nigdy więcej. a nad Różą to dmucham i chucham, aby wszystko dobrze było.
UsuńTaki strach obezwładnia, wyłącza z życia. To okropne uczucie. Pomodlę się za to biedne maleństwo i rodziców, którzy przeżywają katusze.
OdpowiedzUsuńwiesz jaka jestem, ryczałam razem z nią wczoraj. serce się kraje. zobaczymy co będzie. dzięki Kasieńko :) kochana jesteś.
UsuńDużo wytrwałości życzę! To co sama możesz zrobić to karmić swoim mlekiem, najdłużej jak się da. Nigdy nic nie będzie dla niego lepsze :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, przekażę, nieszczęście spotkało bliską mi osobę. oczywiście, że karmi własnym mlekiem :)
UsuńJa wiem, że dopiero narodziny dzieci uświadomiły mi co to jest prawdziwy lęk i strach. Czasem patrzę się na śpiące maluchy i modlę się aby zawsze były zdrowe. A odnośnie gruźlicy to ja miałam w podstawówce zapalenie węzłów chłonnych i torbiela pod pachą właśnie po szczepieniu. Ale wszystko pomimo ogromnego strachu mojej mamy skończyło się dobrze.
OdpowiedzUsuńNo zobacz i to w podstawówce. Coś strasznego. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło, ale aż współczuję Twojej mamie, co musiała przejść.
UsuńJa nie znam jeszcze tego strachu rodzicielskiego, ale już próbując sobie wyobrazić, jak to musi być, odpadam... Jako ciocia, dowiadująca się, że 7-miesięczna chrześnica trafia do szpitala, bo się dusi i nie umie oddychać, sama ledwo co oddychałam ze strachu... / Agata
OdpowiedzUsuńBo ten lęk towarzyszy od początku. uważa się na wszystko, aby tylko krzywdy nnie zrobić. a na takie choróbska nie mamy za dużo wpływu, i to jest najstraszniejsze. Mam nadzieję, ze z malutką wszystko już dobrze??
UsuńTo drugi wpis dzisiaj, który spowodował, że pojawiły się u mnie łzy. Strach o dziecko towarzyszy mi każdego dnia, mimo że jest zdrowe. Ale mamy chyba tak mają...
OdpowiedzUsuńi tak sobie myślę, ze to już do końca zycia tak będzie..
UsuńSmutna historia:( Mam nadzieję, że wszystko będzie ok i że strach ma wielkie oczyska... Ale u nas jest podobnie odkąd na świecie pojawiła się Chichotka. Ciągły strach i odpowiedzialność za tą drugą istotkę. Wystarczy uśmiech Chichotki i od razu jest jakoś lżej:)
OdpowiedzUsuńTeż mamy taką nadzieję...o tak, dzieci są lekiem na całe zło :)))
UsuńJeny, nie wiem co napisać! Nigdy nie przeżywałam takich chwil i mam nadzieję, że nigdy nie będę! Oby żadna z nas ich nie przeżywała!
Usuńżycia nie da się przewidzieć, ale też trzymam się nadziei, że będzie dobrze jak najdłuzej
UsuńWiem co to strach o dziecko. Mój syn urodził się z zapaleniem płuc. Ponad dwa tygodnie walczyli o jego życie. Nie da się tego opisać...strach paraliżuje ciało i blokuje oddech....koszmar.
OdpowiedzUsuńtak, to prawda. moja córka miała 3 miesiece jak walczyłam o jej życie - zapalenie płuc, oskrzeli i niewydolność oddechowa...
Usuń