29 marzec
Zaprosiłyśmy na obiad moich rodziców, a dziadków dzieci moich. Do Górecznika, o którym już tam kiedyś pisałam. Ryby mają tam wyśmienite, no palce lizać. Dziadkowie się, o dziwo, zgodzili, więc dzisiejsza niedziela taka miła była, rodzinna, sielska anielska...Bo i obiad pyszny zjedliśmy, i czas na wspólnych rozmowach mile spędzony został. A od moich rodziców wiele można się dowiedzieć, bo bardzo mądrych ich mam. Czasem aż myślę, że na
nich nie zasługuję, bo ja to trochę im goryczy przysporzyłam. Ale każdego dnia Bogu dziękuję, za nich i za to, że jeszcze są tu z nami, że choć czas się kurczy, to niejedną opowieść jeszcze usłyszę, niejedno mądre w swojej prostocie słowo w pamięć mi zapadnie. Bo rodzice to skarb wielki, czasem późno odkryty. A moi to naprawdę są najwspanialsi, nieskromnie mówiąc.
Pamiętam pewne zdarzenie. Mała dość byłam, bodajże w drugiej klasie to się stało, te 8 lat miałam. Uczyłam się pilnie. Nauka przyjemność mi sprawiała, jeszcze nasz skostniały system nie zniechęcił mnie, dopiero w późniejszych latach zweryfikowałam swoje poglądy na przyjemność uczenia się. Dużo czytałam. A co za tym idzie moja ortografia coraz lepsza się stawała. A i słownictwo coraz bogatsze.
Pewnego dnia test mieliśmy. Z polskiego. Dokładniej - z ortografii, rz, ż, ó, u. No przecież moja dziedzina. Byłam w tym dobra. Test wypełniłam szybko i zadowolona czekałam na wyniki. To oczekiwanie zawsze najlepsze było.
Następnego dnia pani oddała sprawdziany. Zobaczywszy ocenę, przeryczałam wszystkie lekcje, płakałam na przerwach, na obiedzie i w drodze do domu. Nawet z najlepszą koleżanką nie chciałam wracać, no nie dość, że ja upłakana, bo pierwszą w swoim życiu 2 dostałam, to jeszcze koleżanka piątkę. Wracałam sama, ciągnąc szal po ziemi, w ręku miętoląc ten test zroszony moimi łzami. Im bliżej domu tym strach mój większy był. Bo jak to, jak miałam pokazać taką ocenę rodzicom. Na pewno będą mnie łajać, że jak tak można, że uczyć się pilniej powinnam, że wstyd i w ogóle, bo przecież oni nauczyciele, więc i ta poprzeczka wyżej postawiona. Pewnie i kara mnie jaka czeka. No naprawdę, trzęsłam się ze strachu, a ze wstydu aż wypieków dostałam na policzkach.
I wchodzę do tego domu, a wszystko tak powoli czynię, aby jak najpóźniej tę straszną ocenę pokazać. I brzuch już mnie boli z nerwów. Odwieszam kurtkę na wieszak, a i buty jak nigdy równo pod drzwiami układam. No jak nie ja.
Idę, głowa zwieszona, zagryzam wargi, podaję mamie ten test nieszczęsny. A mama patrzy w skupieniu i w tej ciszy, co to wiecznością się wydaje. Podnosi głowę, patrzy mi prosto w oczy i mówi: " Ależ czym ty dziecko się tak przejmujesz. Pamiętaj uczeń bez dwói to jak żołnierz bez karabinu. Nie martw się, pomogę ci, poduczysz się i poprawisz. Ocena nie jest najważniejsza. Ważne jest to co masz w głowie i w sercu. "
A mnie kamień z serca spadł po tych słowach. No huk było chyba słychać we wsi obok, taki to był ciężar. I tak lekko i radośnie się zrobiło. Poprawiłam, a jak, na piątkę.
A kim byłabym teraz, gdybym innych słów musiała wysłuchać, pełnych żalu i goryczy? Może poskutkowałyby tym, że siedziałabym teraz w pięknym biurze, w garsonce najmodniejszej, zarabiając krocie...a czy byłabym wtedy szczęśliwa? Nie wiem.
Wiem tylko tyle, że dzięki tym słowom, jak i wielu innym przez lata kierowanym ku mnie, jestem tu, gdzie jestem i dobrze mi z tym.
"Każdy młody człowiek wcześniej czy później dokonuje zdumiewającego odkrycia, że także rodzice mają niekiedy rację."
Cudowne są takie niedziele spędzane z najbliższymi. Bardzo mądrych masz Rodziców, a Twoje Córki Dziadków - prawdziwy skarb!
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Tak, ostatnio te niedziele celebrujemy, jakoś tak samoczynnie:) bo wiosna na dworze, więc i możliwości więcej. Cieszę się, że właśnie te córy moje mają okazję jeszcze poznać dziadków, Rita to uwielbia słuchać opowieści o wojnie, A Róża malutka jest, i dziękuję Bogu, ze ma mozłiwość poznania ich..
Usuńpozdrawiam serdecznie*
Świetny wpis ,aż chce się czytać.A rodzina to jest siła i moc to co najważniejsze w zyciu jest.pozdrawiam 😘😘😘
OdpowiedzUsuńDziękuję. Te wpisy prosto z serce najlepsze są:) i tak, rodzina jest najważniejsza, masz rację. Jak tam Twój mały przystojniaczek? pomaga w domu przed świętami? :))
UsuńGórecznik dla mnie bije na głowę każdy zakątek świata. To jakieś magiczne miejsce. A spędzenie tam czasu z rodziną to najcudowniejsze chwile!:)
OdpowiedzUsuńO tak, my z racji, ze w końcu samochód posiadam, bywamy tam prawie co tydzień:) No i Róża nie odpuści Wilka i Czerwonego Kapturka:)) pozdrawiam*
UsuńUwielbiam spędzać czas w gronie rodziny. Z moimi rodzicami mieszkamy przez płot i ciągle się spotykamy na herbatę, czy po prostu żeby siępobawić z Kubusiem. Rodzina to największy skarb :-)
OdpowiedzUsuńO tak, szkoda tylko, że rodziców docenia się tak późno. Staram się kazdą wolną chwilę z nimi spędzać - mój tato za miesiąc dokładnie kończy 80 lat - wiesz, czuję jak ten czas nam umyka...
UsuńFajnie, ze masz rodziców tak blisko :)
pozdrawiam
Ja też z rodzicami dobrze trafiłam! Przymykają oko na drobne incydenty, choć z drugiej strony na szczęście takowe oceny zdarzają się rzadko :)
OdpowiedzUsuńNo tak, a pomyśl jak oni trafili :))) taka córka to skarb prawdziwy! a i u mnie tych złych ocen na palcach jednej ręki można policzyć..w podstawówce, bo w liceum to już różnie bywało :)
Usuń