7 lut 2015

Karma

złośliwość rzeczy martwych...

"Informatyczne prawa Murphy’ego:
Awaria komputera wyczekuje cierpliwie na najbardziej niedogodny moment, aby bezlitośnie zaatakować."

Ostatnio pisałam, iż dzieci dały mi w kość. Cofam te słowa. Naprawdę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak może dzień wyglądać, gdy wszystko sprzysięgnie się przeciwko tobie. Wczoraj tego osobiście, na własnej skórze mej, doświadczyłam. Jeden wielki chaos, a ja jeszcze dziś głos zachrypnięty mam, tak ryczałam z tej bezsilności i nerwów. Zastanawiam się, kto moją karmę dostał w zamian, chyba taki, co w totka wygrał. Bo jak tragiczny dzień miałam, tak ten obcy ktoś musiał mieć same wzloty. No cóż, nie od dziś mówią, że karma is a bitch...

Obudziłyśmy się dość wcześnie w ten czwartkowy poranek. Młodsza w humorze nieciekawym, tak jakby źle się czuła, marudna i płaczliwa jakaś. I taka przez calutki dzień była. W trakcie jej śniadania, mądra mama postanowiła zainstalować sobie w końcu wyczekiwany Instagram. Telefon mój przedpotopowy jest, więc skorzystałam z aparatu Starszej. Trochę się przy tym napociłam, odganiając Młodszą, bo ona też chciała sobie postukać w telefon. 

Ale udało się, lecz radość moja trwała kilka sekund. Bo cały ten instagram zażyczył sobie weryfikacji mojej osoby, sms'em. A sms'a brak. Klikałam, wysyłałam, echo mi odpowiadało. Z nerwów ryk podniosłam, Młodsza zawtórowała. Pieprzłam tym telefonem w kąt, tak na uspokojenie. A tu zegar wybił prawie południe. A ja w piżamie, bez śniadania, ale co tam, schudnę może ociupinę...No i nieumyta.

Stwierdziłam, że ze spaceru nici, bo jakoś tak te nerwy już mną targały. Program niedziałający myśl moją zaprzątał. Postanowiłam wziąć kąpiel, jak zwykle szybką, bo z Młodszą z boku sterczącą. A tu jeszcze koleżanka zapowiedziała wizytę ze swoją pociechą, na już, więc kąpieli tej kąpielą nazwać nie mogę. Raczej mega szybkim opłukaniem ciała. Choć Młodszej wystarczyło czasu, by ozłocić się w całości moim mazidłem. Złotko w domu miałam, do samego wieczora, bo zmyć nie dała sobie...

Znajoma wpadła akurat w momencie, jak Młodsza sama w pokoju była. Bo ja akurat kończyłam byle jaki make-up nakładać, z naciskiem na byle jaki. I nagle ryk słyszę, ale to jakby syrena strażacka się rozdarła. Biegnę, patrzę, a to moja taki syreni śpiew urządza. No bo tak, koleżanki nie znała mej, a ona to taka odważna przy mamie jest. A tak, to taki straszek. Godzinę zajęło mi uspokojenie jej, aż się spociłam po raz kolejny. I po co mi ten prysznic był? Przy okazji córeczka znajomej też popłakiwała, co i rusz patrząc na tę moją syrenę wyjącą. Wizyta zatem, jak można się domyślić, do długich nie należała.

Pomyślałam, że nadrobię wszelkie zaległości na blogu, i dom oprzątnę, i ten obiad zrobię, jak tylko Młodsza spać pójdzie. Na popołudniową drzemkę. No i chwila oddechu też mi się należała. Młodsza zasnęła, nawet w swoim czasie. Ucieszona, jako tako ogarnęłam ten bałagan, który i tak, po obudzeniu Małej, samoczynnie wróci na swoje miejsce. Wstawiłam obiad, i zasiadłam z ulgą przed laptopem. Z głową pomysłów pełną.

I tu klops, wielki, wielgachny, gigantyczny wręcz. Laptop siadł. No zawiesił się, odpalić już nie chciał. I siedziałam przed nim, z miną nietęgą, z lekką paniką w sercu. I z pytaniem na ustach: Co, do cholery ciemnej, teraz zrobić?
Odpowiedź jakże prosta: Ano nic. Padł na wiek wieków, i już wiedziałam, że zasuwać to muszę po karton do piwnicy i do Biedronki odnieść. Może naprawią...
Jako, że ten dzień już był taki jaki był, znowu się z tych nerwów rozpłakałam. Bo niewiadomo kiedy naprawią, a ja tu zobowiązania pewne mam. I jak to tak, odciętym od świata być :)
Niedługo mogłam rozpaczać, bo Młodsza, no zupełnie nie w sosie, a i brzuszek ją chyba pobolewał, spać jakoś nie mogła. Co i rusz się wybudzała, z płaczem. Ani ona nie odpoczęła, ani tym bardziej ja (do tego złamana zepsutym laptopem).

Czas do wieczora był ciężki. Młodsza pochlipywała. I tylko na rączkach u mamy. Bicepsy to będę mieć tak wyrobione, że ho ho. Na zakończenie dnia, Młodsza jeszcze przy kolacji zachłysnęła się dość mocno. Już myślałam, że nie obejdzie się bez pogotowia. Ale udało jej się wypluć to, co po kryjomu przede mną, do buzi wsadziła (płatek na mleko w kształcie kulki). Waliłam ją ze strachu po plecach tak, że pani, która akurat (jak na złość) w tym momencie pizzę nam dowiozła, zapewne stwierdziła, że tu jakaś patologia jest, i nad dziećmi się znęcam. Takie huki szły z kuchni. Strachu najadłam się co niemiara, Młodsza zapewne też.

I takim akcentem dzień nam się zakończył. 
Ale okazało się, że nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać. W tym pechowym dniu pomoc nadeszła z zupełnie niespodziewanej strony. Moja koleżanka, klatkę dalej mieszkająca, laptopa mi pożyczyła, abym mogła popracować. Ale żeby nie było kolorowo, nie chciał on się, niestety, połączyć z internetem. Co jednak mnie nie zdziwiło. W takim dniu, to aż dziwne byłoby, jakby zadziałał, prawda? :D
Na wysokości zadania stanął, o dziwo, mężul, pisząc do mnie: Jutro leć po kasę do banku i kup sobie nowego laptopa. Olej ten dzień i kładź się spać.
I tak też uczyniłam. To, że Młodsza calutką noc płakała, to już naprawdę, nie jest godne uwagi. Nad ranem jednak zasnęła, ja też, a wszystkie trzy już w dobrych humorach wstałyśmy. Mnie cieszyła jedna myśl, jak wiadomo, dla kobiet najulubieńsza: ZAKUPY. 

A w ten czwartek, pamięci niegodny, okazało się, że blog mój został polecony, jako warty czytania, przez inny blog Mama-ma-bloga.
Po tak ciężkim dniu, ta wiadomość dodała mi skrzydeł. Bardzo potrzebnych.
Tu możecie o nas poczytać: Nieznane wspierają.


8 komentarzy :

  1. Cieszę się, że nasza akcja dodała Ci skrzydeł, bo o to nam chodziło! Dziękuję przy okazji za umieszczenie tu banneru, może ktoś się dowie i wyśle nam maila:). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście najpierw wstawiłam i opublikowałam, a następnie pomyślałam, aby Was zapytać, czy można :) Starsza mi to uświadomiła :) Tak, takie akcje są super. pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Można, nie krępuj się- zrobiłaś mi zresztą miłą niespodziankę!

      Usuń
    3. ach,kamień z serca:) dziękuję bardzo:)

      Usuń
  2. takie złe dni się zdarzają.....na szczęście nie trwają wiecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, na całe szczęście. choć przyznam, że dawno tak ekstremalnego dnia nie miałam:) bardzo się ciszę, że odwiedziłaś mój blog. ściskam serdecznie*

      Usuń
  3. Dzięki tej akcji Cię znalazłam :). Dziewczyny miały super pomysł :). A dzieci dają w kość, wszystkie to wiemy. Dobrze, że Twoja córcia jeszcze śpi popołudniu, u nas to marzenie... Pozdrawiam cieplutko, trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, popołudniowy sen - super sprawa, tym bardziej, ze ja ciągle sama..dziś "zapodaje" na wieczór Ciebie :) do czytania* pozdrawiam

      Usuń

Dziękuję za wizytę , a zwłaszcza za poświęcenie kilku minut na przeczytanie moich bzdur ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...