10 kwi 2015

Półtora roku

minęło jak jeden dzień...

Tak, Róża rośnie. Jak na drożdżach. Ostatnie pół roku dosłownie mignęło mi przed oczyma. Patrzę na nią, chłonę każdy jej ruch, każde spojrzenie, uśmiech, jak i buzię skrzywioną, łzami zalewającą się, choć to rzadkość na szczęście. Bo ona taka radosna. Chciałabym nauczyć się ją na pamięć, obserwuję dokładnie i w zachwycie. Zdjęć niezliczoną ilość robimy, choćby na jakiś czas zatrzymać te chwile. Bo one już się nie powtórzą. Dane nam tylko ten jeden raz, przez moment napawać się jej maleńkością, tymi rączkami pulchnymi niewprawnie, ale pewnie oplatającymi nasze szyje. Tym oddechem ciepłym przy policzku, gdy wtula się we mnie. Bo ona najczęściej na rączkach, tak lubi być blisko mnie, blisko nas. 

A pamięć ulotna, i doskonale zdaję sobie sprawę, że za lat kilka te wspomnienia będą się zacierać. Tak, jak z Ritą się zatarły, wyblakły. 

Dlatego godzinami potrafię się w nią wpatrywać. A ona rośnie na moich oczach...

Kiedyś kuzyn mój, w trakcie rozmowy, zapytał się mnie, czy ja to ambicji żadnej nie mam? Czy ja to nie chciałbym gdzieś i w czymś kariery zrobić? Nie pamiętam wtedy, co mu odpowiedziałam, może nic, bo zawstydzona się poczułam. Nie wiem...Ale teraz, teraz to już wiem co odpowiedzieć. I tak z głębi moich trzewi śmiało mogę powiedzieć, że nie, nie mam ambicji, nie w głowie mi robienie kariery, nie dla mnie żadne wielkie korporacje. Nigdy o czymś takim nie śniłam. Bo to jest taka praca, o której nikt nigdy pamiętać nie będzie. 

Mnie to się zawsze marzył, mały, drewniany domek, na wsi. Wokoło piękny ogródek, z zasadzonymi warzywami i mnóstwem kwiecia w każdym zakątku. Mnie to się marzyła gromadka dzieci (czworo), ten fotel bujany i kominek iskrami strzelający. I ten mąż kochany co kubek gorącego kakao nam podaje wieczorową porą. A praca? A to już obojętnie, byle jakiś grosz człowiek miał z niej. I szanowany był, bo o to teraz ciężko. Bo coraz częściej człowiek człowieka odczłowiecza...

Coś niecoś z tych moich mrzonek powolutku się spełnia. Lecz mnie się przecież nigdzie nie spieszy, więc ze spokojem zamieniam marzenia w rzeczywistość. Tylko tej czwórki dzieci to już nie doczekam...ale ta dwójka moich urwisów w zupełności mi wystarcza.

I każdego dnia dziękuję niebiosom, że dane mi było, i przy Ricie, i teraz przy Róży obserwowanie ich jak rosną. Że nie musiałam całych dni w pracy spędzać, i zadręczać się myślą, że coś pięknego mi umyka...i że ktoś obcy to właśnie obserwuje, lecz jest to dla niego zupełnie obojętne...bo nie jego córka...

Wiem, są kobiety, które lubią się spełniać, lubią wyzwania, wspinanie się po szczeblach kariery. I ja ich nie neguję, ja z całego mego serca im życzę jak najlepiej, i aby osiągnęły zamierzone cele. Mnie po prostu starcza ten blog, który moją ogromną pasją się stał. Moje pociechy, które każdego dnia napędzają mnie do tego, abym lepszym człowiekiem się stawała. A jak Różka podrośnie, to wystarczy mi ta praca w Biedronce, bo fajnie tam było, i ludzie mili. I choć magistra tytuł posiadam wielce przed nazwiskiem, to osiągnęłam go dla swojej własnej satysfakcji, bo mnie się nigdy nie marzyła "kariera"...Ot i tyle.

Zakończę przydługie te wywody moje słowami mamy Borejko:
"Nie ma piękniejszej pracy społecznej niż wychować dziecko na porządnego człowieka, mówiła mama, kategorycznie odmawiając rzucenia tych garów i dzieciaków i zajęcia się pracą zawodową, odpowiadającą jej ambicjom, które to rozwiązanie sugerowała jej koleżanka. Mama oświadczyła, że jej ambicje naprawdę ograniczają się do dzieci. Wychować je, powiedziała, na ludzi szlachetnych i mądrych to o wiele trudniejsze niż pisać w biurze sprawozdania."

 A Róża śpi. Stukam w klawiaturę, patrząc na nią. Na rozciągnięte, ciepłe ciałko, z rączkami nad głową. Z różowym smoczkiem w buzi. I te rzęsy, takie długie. I czuję się spełniona. 








32 komentarze :

  1. Ja miałam ambicję zanim urodziło mi się dziecko. Teraz przewartościowałam swoje życie i uważam, że szczęście rodzinne jest dla mnie najważniejsze. Pracowałam w korpo i dla mnie to jedno wielkie bagno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, fajnie, że miałaś doświadczenia w takiej pracy, zawsze coś na pewno z niej wyniosłaś. Ale tak jak piszesz rodzina jest najważniejsza, bo jak przyjdą cięższe dni, to oni stają za nami murem i nas wspierają...

      Usuń
    2. Fajnie i przystępnie napisane :) Kocham życie, kocham ludzi i kocham dzieci.... tak. Jest jednak takie małe >>ale<< , gdy nie pracujesz, nie masz pieniedzy, nie płacisz składek i po latach osiągasz wiek emerytalny i budzisz się... wysokość emerytury wynosi niecałe 700zetów. Bo "tylko" byłas na urlopie wychowawczym na tzw chore dziecko przez 6 lat, po tym czasie nie wróciłaś do pracy, bo mąż stwierdził że "jakoś to będzie" . Lata mijają, dzieci są dorosłe i mają swoje życie. Czy powiesz dzieciakowi, zeby pomogł ci , bo kosztem jego zrezygnowałaś z kariery zawodowej....no nie, ależ skąd. Dzisiejsze matki mają "wychodne" walczą jak lwice, a ty byłaś gdzieś , kiedyś? nie miałaś wolnego dnia, wolnego wieczora, i nie narzekałaś....bo kto ma ci pomóc, nie ma pomocy znikąd. Uczysz się być silna, twarda, wielka i mocarna.... ale przychodzi taki czas, ze chcesz być małą kobietką, taką blondynką do przytulenia i zacałowania i żeby ktoś podjął chociaż raz decyzję bez twojego udziału. Nie chcesz być już siłaczką.... Nie można oddawać całości siebie tej kochanej maleńkiej istotce dziecinie.... trzeba wypośrodkować. I nie chodzi tu o wdzięczność od dziecka....bo nic nie musiałaś.... I nastała starość.... hallo! słyszy mnie ktoś? nie, dzisiaj stary to zbędny mebel

      Usuń
    3. Odpowiem tak...do pracy wrócę, bo wrócić muszę, prawda? Cieszę się z tego, ze mam możność oglądania jak rosną moje dzieci...mnie tylko nie zależy na karierze...i tyle. a o emeryturze wypowiadać się nie będę. mąż mój ma własną działalność, więc u niego wysokość emerytury jest śmieszna, a i swego czasu kochany zus przesłał listem wiadomość, że i tak ma się spodziewać 50% swojej emerytury, ponieważ w latach kiedy on będzie osławionym emerytem, zus już będzie niewypłacalny...i tyle jego pracy :(
      praca, składki, emerytura to u nas w PL temat rzeka...
      i to, że nie mam ambicji stać się drugą Merkel, to że "siedzę z dzieckiem w domu" to nie znaczy, ze nie mam swoich pasji, że nie podróżujemy, że nie zwiedzamy...
      pozdrawiam *

      Usuń
  2. Trzeba chwytać każdy moment i cieszyć się nawet z tych gorszych dni, bo kiedyś i za nimi możemy tęsknić. Pięknie rośnie Twoja Córeczka :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszesz, na każdego w życiu przypadają i gorzkie migdały, i dni pełne słońca. Trzeba docenić jedne, aby drugie przetrwać...a tych chwil, teraźniejszych nikt już nam nie wróci, dziecko drugi raz dzieckiem nie będzie, więc trzeba rozkoszować się tymi chwilami z nimi:)) pozdrawiam ***

      Usuń
  3. Po pierwsze, najważniejsze: zaczytuję się w Twoim blogu, bo czarujesz słowami. Stworzyłaś tu taki klimat, że im dłuższe wpisy, tym lepiej. Chce się tu wracać, codziennie, kilka razy dziennie nawet. Może też trochę dlatego, że nie wiem czemu, ale sposób w jaki piszesz i to o czym piszesz, przypomina mi nasze miasteczko - spokojne i bądź co bądź dla mnie magiczne:) Po drugie natomiast: JEŻYCJADA! Kocham rodzinę Borejków. Wychowałam się na tej serii i swoich ulubionych książek z dzieciństwa nie wymieniłabym na żadne inne;) No i jest jeszcze po trzecie: nie dziwię się, że spędzanie czasu z tak cudownymi dziećmi stało się dla Ciebie priorytetem - jeśli tak wyglądałyby wszystkie moje dni, to nie chciałabym znajdować się nigdzie indziej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na taki komentarz to ja już nie wiem co odpowiadać :)) Dziękuję po raz setny za Twoje słowa:)) Widzisz, nigdy nie wiedziałam, że potrafię jakoś tam pisać, dopóki nie zaczęłam parę miesięcy temu...bo w czasach szkolnych to hmmm..moja mama pisała za mnie wypracowania:) aż do matury :D w sumie magisterkę też mi tam pomogła :D. Jeżycjada to u mnie Biblia domowa, wymięta i zaczytana, tak często do niej zaglądam...A moje dzieci..wiesz nie zawsze jest kolorowo, i one nie są aniołkami..ja po prostu staram się wychwycać to co najlepsze i w nich, i w każdym dniu nam danym..w końcu raz się żyje, i warto każdym dniem się zachwycać, choć nie każdy dzień radosnym bywa...Dziękuję raz jeszcze :))pozdrawiam***

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dziękuję :))) Tak miło takie słowa się czyta...:) pozdrawiam serdecznie*

      Usuń
  5. Jest śliczna... :) A czas leci tak szybko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Róża także:)) Czas płynie wartko..dobrze, że choć wspomnienia można tutaj zatrzymać:) pozdrawiam *

      Usuń
    2. Za to lubię też blog. Wracają do wpisów sprzed roku przypominam sobie kwestie o których już zapomniałam! To jest fantastyczne ;)

      Usuń
    3. Taką mam właśnie nadzieję...że nie zapomnimy...za rok to już będziesz ze swojego wymarzonego domku czytać i pisać :))

      Usuń
  6. Masz piękne marzenia! Życzę Ci, aby się spełniły z tą wspaniałą dwójką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)) Staram się..a czy się spełnią? to nie jest aż tak ważne, byleby razem być i w zdrowiu...pozdrawiam serdecznie***

      Usuń
  7. Ja jakoś specjalnie wielkich ambicji nie miałam i nie mam. Podobnie jak Ty cieszę się, że mogę spędzać czas z synkiem i nie muszę go dzielić np. na pracę i dom, tylko jestem cały czas przy moim kochanym małym Szczęściu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To możemy sobie piątkę przybić :))) A tak poza tematem, dzisiaj okazało się, jak to ze mną zwykle bywa, że hmmm...wiele komentarzy zostawiłam na blogu, byłam pewna, że na Twoim, a tu klops :D komentowałam blog zupełnie kogoś innego. Takie rzeczy tylko u mnie :D ale już się połapałam i nadrabiam zaległości, gdyż Twój Blog bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Pozdrawiam serdecznie ***

      Usuń
    2. Ale historia. ;) Podrzuć linka do tego bloga, który przypadkowo odwiedziłaś. Chętnie poznam nowe miejsce. ;)

      Usuń
  8. Zacznę od tego, że pierwsze zdjęcie jest bardzo ładne.
    A druga sprawa - mam zupełnie takie same marzenia jak Pani! Domek na wsi, najlepiej pomalowany na czerwono tak jak na "Dzieciach z Bullerbyn". Dzieci chciałabym mieć co najmniej czwórkę. Zawsze marzyłam by mieć więcej niż jednego brata, marzę nadal. Co do pieniędzy... Pamiętam jak kiedyś u cioci byłam i mówiłam co chcę w życiu robić. "Chcę być przedszkolanką" - odparłam (teraz jako przedszkolanka też trochę się realizuję - jestem wolontariuszką). Później usłyszałam, że taka przedszkolanka to mało zarabia i lepiej nie. Nie powiem - nieco mnie to zniechęciło.
    Dziś jednak sobie myślę, że pieniądze szczęścia nie zapewniają, tylko rodzina. A duża rodzina to szczęście, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Róża jest piękna :)))
      Wiesz, fajnie mieć pieniądze, bo ułatwiają one spełnienie marzeń, choćby tym o domku czerwonym (moja ulubiona książka nota bene:)) pracowałam w przedszkolu rok, jako pomoc, miło to wspominam..choć głowa mnie bolała przez pierwsze 2 tygodnie...dzieciaki dały w kość, ale teraz po 15 latach już nadal mnie pamiętają :D a i ich listy, obrazki mam do dziś w moich pamiątkach...

      Usuń
    2. Też trzymam obrazki od Mai, Oliwki i Zuzi :) Wiszą na lodówce.

      Usuń
    3. Ha, i tak trzymaj:))) A co tam robisz, jeśli mogę zapytać, jako wolontariuszka, prawda?

      Usuń
    4. Bawię się z dziećmi... tak ogólnie :) Na podwórku w berka (to znaczy one uciekają ja je gonię, nigdy nie inaczej :-)), w chowanego, jak jesteśmy w sali gram z moimi "Słoneczkami" (tak nazywa się grupa :), bardzo pozytywnie) w gry, w "Małą Ulcię" (odmiana zabawy w mamusię i dzidziusie), czasem zwierzątkami też. Raczej z dziewczynkami, choć też mam paru małych adoratorów :) Pomagam też w ubieraniu się, czy schodzeniu po schodach. Na początku dzieci zwracały się do mnie per "pani", teraz mówią raczej po imieniu. Jak wchodzę do sali to jest wielki szał ;)

      Usuń
    5. czyli taka pomoc, super:))) wiesz, z chęcią bym wróciła do pracy w przedszkolu bądź złobku, muszę chyba kurs w końcu zrobić...i zacząć pracy szukać:) fajnie, że mówiły Ci wpierw Pani, hehehe, bo ja jak zaczęłam wtedy tę pracę roczną w przedszkolu, mając lat 19!, to od razu wołały na mnie Kasia, żadna tam pani...taki autorytet :D i do tej pory dzieci i staruszkowie do mnie lgną...jak magnes.

      Usuń
  9. Czyli córeczka też z października? :-) Ja choć mam ambicje to swoją dalszą "karierę" widzę w zdalnej pracy z domu, gdzie będę mogła łatwo łączyć pracę z wychowaniem dziecka. Czy mi się to uda to czas pokaże :-) /Justyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z października :)) A między jedną a drugą jest 9 dni różnicy, no i 11 lat:)) wiesz, taka praca w domu byłaby super:))) muszę o tym pomyśleć, choć pisanie sprawia mi ogromną frajdę, to raczej z tego się nie utrzymam..:D

      Usuń
  10. Śliczna dziewczynka. A czas spędzony z rodziną jest najcenniejszy. Ten czas jest jedyny i niepowtarzalny. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:))) Masz rację, a tak wielu ten czas marnotrawi na byle co...pozdrawiam również ***

      Usuń
  11. Dobrze móc spróbować wszystkiego, by móc porównać. Ja już mogę porównać pracę w korpo i macierzyństwo. I wiem, że to pierwsze mnie nie kręci. Kariera nie zając, nie ucieknie. Za 2 miesiące mój brzdąc kończy rok i powinnam wracać do pracy, ale nie wracam. Daję nam jeszcze trochę czasu, póki co oboje jeszcze nie jesteśmy na to gotowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszej mieścinie korporacji wielkich nie ma, no może ze dwie...ja już wiem, ze się tam nie nadaję, ja lubię pracę z ludźmi, najbardziej z dziećmi i w tym kierunku będę szukać pracy..jeśli nie znajdę to wezmę taką, jaka będzie...pracowałam ostatnio w Biedronce, i była to najfajniejsza "posada" jaką miałam :) A Ty pewnie, jak masz okazję i możliwości patrzeć jak dziecko rośnie, to czy moze być coś ważniejszego? :) pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, ze zostaniesz u mnie na dłuzej***

      Usuń

Dziękuję za wizytę , a zwłaszcza za poświęcenie kilku minut na przeczytanie moich bzdur ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...