21 maj 2015

Małe opowieści

część trzecia...

Kogut zapiał ze trzy razy poranne kukuryku. Świt się zbliżał, lecz ciemno jeszcze było choć okiem wykol. Ojciec, pierzynę grubą rękami matki sztukowaną, odsunął z siebie. Przetarł oczy zaspane, przeciągnął się, aż stawy chrupnęły. Spojrzał w bok, chcąc matkę
zbudzić, a tam miejsce pustką zionęło. Aż mu ciarki po grzbiecie przeszły. Ech, coś ostatnio za często mu się to przytrafiało. Wstał, na grzbiet wciągnął to, co pod ręką miał, przez matkę naszykowane. Spojrzał na dzieci swe, niech sobie pośpią parę chwil dłużej, nie miał serca ich jeszcze budzić. Tak smacznie spali, oddychając równo i posapując co chwilę, w tej rzeczywistości niepewnej i niespokojnej...Jego chłopcy...

Matka już przy piecu stała, gar zupy gotując. W piecu napalone i przyjemne ciepło po izbie się rozchodziło. Na stole już pajdy chleba, przez matkę kilka dni wcześniej upieczonego, swą wonią go wabiły. Obok masło, przez matkę w kierzonce ubite, aż lśniło. Dalej w misie, prosto z krzaka, pomidory soczyste, w plastry pokrojone, szczodrze obsypane cebulą i szczypiorkiem. Ło Jezusiczku, aż mu kiszki marsza zagrały na tenże widok dobrodziejstw natury. Matka się obejrzała, głową skinęła, wiedziała, że dni pracowite nastały. Choć czy kiedy pracowite nie były?...

Sobota, dzień zażynek nastał. Wieś cała na polach się zebrała, odświętnie ubrana. Chłopy, i ojciec, z kosami w rękach. Poświęconymi, a jakże. Naostrzonymi, aż w słońcu błyszczały jedna przez drugą. Kobiety, i matka, uplotły wianki z wonnych kwiatów rosnących przy drodze. Dzieci, niepilnowane zanadto, skakały i turlały się w trawie, zrywały kwiecie, ciągnęły za rękawy białe jeszcze, ojców swych, co by chociaż popatrzeć na te kosy pozwolili. Ojciec dał znak ręką, aby żniwa zacząć...bo kto wie ile im się uda tego lata plonów zebrać. Wojna wokoło, a oni przez chwilę poczucie spokoju mieli, choć rozmowy toczyły się wartko o tym co na frontach słychać. Kto wrócił, kto już nie wróci, a kogo zaś wzięli. Ojciec ciął kilka pierwszych kłosów, na znak krzyża je ułożył...

I tak pracowali w pocie czoła, ze słońcem szli i żęli, od wschodu do zachodu, od lewej do prawej. Świst sierpów i kosy słychać tylko było. Ojciec, mając słuch dobry, pod nosem nucił pieśń zakazaną...

Wieczorem z pól zeszli. Ojciec i matka zmęczeni pracą ciężką. Każde z nich w ramionach dziecko kołysało. Umorusane, rozczochrane, szczęśliwe...

Następnego dnia, w tę niedzielę, przyszli po ojca...

c.d.n.

" (...)
Ci, co wiedzieli
o co tutaj szło,
muszą ustąpić miejsca tym,
co wiedzą mało.
I mniej niż mało.
I wreszcie tyle co nic.

W trawie, która porosła
przyczyny i skutki,
musi ktoś sobie leżeć
z kłosem w zębach
i gapić się na chmury"
 
ps.do całego wiersza odsyłam Was TUTAJ...mną wstrząsnął...nie dajmy zapomnieć o tym i o tych, których już nie ma...

8 komentarzy :

  1. Jak to się mówi- "nie znasz dnia ani godziny". Czasem śmierć niektórych osób do końca życia będzie powodował w naszych sercach ból. Gdybyśmy mogli coś z tym,zrobić..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka prawda...w tych moich opowieściach jeszcze jest wiele do opowiedzenia. Czasy wojenne to straszne czasy, ale spokojnie Dario:) dopiero po dziadka mojego przyszli, a on twardy był..szkoda, ze minęliśmy się w tych życiach naszych i nie dane było mi go poznać, ani babci, więc niech choć ich historia zostanie spisana dla potomków.

      Usuń
  2. Piękne te opowieści, a smutne zarazem... Ale takie jest życie: bez smutku, nie ma piękna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w takich czasach przyszło im żyć, ale z godnością...a teraz ta godność gdzieś się zapodziała ludziom...pozdrawiam

      Usuń
  3. c.d.n. - nooo mam nadzieję ! bo za mało mi tego, za mało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam na wcześniejsze 2 wpisy pod tym samym tytułem :)))

      Usuń
  4. Wiersz Szymborskiej został ze mną na zawsze: bezlitosny, pragmatyczny i przeszywający. Lubię tę serię i lubię kartofle z gzikiem jedzone z jednej michy... ach, jak mi zapachniało koperkiem... tutaj twarogu nie uświadczysz, trzeba robić samemu... Moja Babcia też opowiada niezwykłe historie. Tyle że ona była z Mazur, służyła jako sanitariuszka po stronie niemieckiej. Aj, wycierpiała się później za to, bo poślubiła Polaka, a po wojnie ludzie potrafili być dla Niemców okrutni. Być może też to kiedyś opiszę? Dzięki, że podzieliłaś się swoimi wspomnieniami, bo to rodzinny skarb! Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz, pisz chętnie poczytam, uwielbiam opowieści wojenne, czytam wszystko co wpadnie mi w ręce, czasy straszne, ludzie bardziej człowieczy niżeli teraz...
      pozdrawiam także*

      Usuń

Dziękuję za wizytę , a zwłaszcza za poświęcenie kilku minut na przeczytanie moich bzdur ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...